środa, 26 listopada 2014

Jeden się rodzi

...drugi umiera. Te słowa rodem z serialu Dynastia doskonale oddają nie tyle istotę egzystencji ludzkiej, co pewną prawidłowość funkcjonowania blogosfery. Nad owym fenomenem można się rozwodzić godzinami, spierać, kłócić, dyskutować, rwać włosy z głowy, krzyczeć, a nawet wić się w konwulsjach, leżąc na ziemi, wołając, że nie, że tak przecież nie jest, jest tak naprawdę inaczej, ale też nie do końca, bo przecież są wyjątki, a każdy przypadek jest inny i nie można generalizować. Ja jednak nie o tym.

Nawet zupełnie nie o tym, choć trochę rzeczywiście o tym, bo nie da się tak zupełnie zejść z obranej ścieżki. A skoro się nie da, to będzie nie o tym, ale w kontekście tego. Ale dosyć, wystarczy. W gruncie rzeczy zmierzam do tego, żeby wyjawić Ci pewną tajemnicę… Tak! Już za chwilę stanie się coś, czego możesz się nawet nie spodziewać. Tak… myślę, że się tego nie spodziewasz. Ale zanim do tego dojdę, powiem Ci co mnie skłoniło do podjęcia decyzji, którą za dosłownie kilkanaście sekund zamierzam Ci wyjawić.

Otóż wziąłem kąpiel. Brzmi niepokojąco? Wybacz, jeśli tak. To nie była zwykła kąpiel. To była kąpiel w żółtym serze. Tak. Wykąpałem się w żółtym serze. Ale nie w jednym serze, dwóch ani nawet trzech. Wykąpałem się we wszystkich serach tego świata. I to była fascynująca, niezwykła przygoda, o której już wiesz, i której bynajmniej nie żałuję. Jednak ser to nie rzeka. Dlatego każda kolejna kąpiel w żółtym serze naraziłaby mnie na zażywanie dokładnie takiej samej przyjemności, jakiej już miałem przyjemność zakosztować. Tak… tak się składa, że w przeciwieństwie do rzeki, można wejść dwa razy do tego samego żółtego sera. Życie, Drogi Czytelniku, jest zbyt krótkie, by taplać się w tym samym serze, dlatego podjąłem decyzję o…

Ale zaraz! Jeszcze jedno! Całkiem niedawno, pamiętam, kiedy brałem przedostatnią kąpiel w przedostatnim żółtym serze, ktoś podpłynął i nadgryzł mój niejadalny kontynent. Tego było za wiele! Z resztą wyobraź sobie szok, jaki przeżyłem, kiedy wyszedłem z przedostatniego sera i ujrzałem nadgryziony niejadalny kontynent. To ostatecznie skłoniło mnie do wzięcia losu w swoje ręce. Tak, teraz już wiesz…

A przynajmniej możesz się domyślać. To już naprawdę ostateczna decyzja i nie zamierzam jej zmieniać. Myślę, że z początku może Cię nawet ogarnąć pewnego rodzaju szok, niedowierzanie, a w końcu i małe rozczarowanie. Ale pamiętasz Dynastię? Pamiętasz co powiedziałem na początku? Jeden się rodzi, a z drugim nie najlepiej? Nie przejmuj się. Będzie jeszcze lepiej niż najlepiej! Ale uważaj! Nigdy nie wiadomo jak długo będzie lepiej niż najlepiej. Dziś świat jest niepewny i wystarczy mały wybuch atomowy, żeby sprzątnąć blogosferę. Ale nie martw się. Trzymam rękę na pulsie. W razie czego dowiesz się ode mnie jako pierwszy, że to już… Wierzę, że mi ufasz, dlatego zdradzę Ci moją tajemnicę! Siedzisz głęboko w fotelu? Zapiąłeś pasy? Zrobiłeś wszystkie badania? To dobrze. Bo chcę Ci powiedzieć, że…

PRZEPROWADZAM SIĘ!

I jak?..

Z początku też było to dla mnie trudną decyzją, ale teraz mam pewność, że zrobiłem dobrze. Z resztą sam się przekonasz. Kiedy? Za nie więcej jak chwilę, która minie niczym mgnienie oka, niczym trzask łamanego skrzydła samolotu, niczym przejazd pociągu Pendolino pod mazowieckim wiaduktem. Imponuje? Owszem. I to bardzo. 

A teraz zdradzę Ci, że jesteśmy już bardzo blisko wielkiego finału, na końcu którego usłyszysz fanfary grzmiące w tempie allegro molto vivace. Tak, to będzie wielkie forte fortissimo. A wiesz dlaczego? Otóż wyobraź sobie, że pozwolę Ci zajrzeć do mojego nowego kącika. Mało tego. Będziesz mógł w nim czuć się jak u siebie i myślę nawet, że bardzo Ci się w nim spodoba. Pewnie zastanawiasz się, jak długo i ciężko będziesz musiał pracować na tak ciepłą i zażyłą relację ze mną, byś mógł pozwolić sobie na taką bliskość. Długo się nad tym zastanawiałem i wyobraź sobie - znalazłem idealne rozwiązanie, które zadowoli zarówno mnie jak i Ciebie, a z pewnością zaoszczędzi czasu nam obu. Tak się składa, że cały ten żmudny proces skróciłem do…

1 SEKUNDY!!!

Jak tego dokonałem? Całkiem niedawno okazało się, że mój przyjaciel z Azerbejdżanu ma przyjaciela w USA, do którego dał mi numer wraz z kierunkowym. Nie namyślając się długo, wbiłem na swój telefon cyferki jego numeru i połączyłem się z nim, by opowiedział mi o swoim odkryciu. Jednak zanim do tego doszło, okazało się, że on…

NIE MÓWI PO POLSKU!

Na szczęście miałem pod ręką słownik angielsko-polski i polsko-angielski, na który wydałem 149 zł plus koszt dostawy (15,90 zł), ale - to kolejna dobra wiadomość dla Ciebie - zamierzam podzielić się z Tobą swoim amerykańskim odkryciem zupełnie ZA DARMO! Nie wierzysz? Mi?! Myślę, że możesz mi zaufać, bo mówię mądrze i składnie, a w dodatku te słowniki… 

Tak, cieszę się, że nadal jesteś ze mną, ponieważ teraz już czas, żeby powiedzieć Ci, co tak naprawdę odkryli amerykańscy naukowcy. Otóż amerykański naukowiec Dżejson, kolega mojego azerskiego kolegi Kindżałsona wraz z całym zespołem najbardziej uczonych naukowców na świecie odkrył…

LINK

Tak… teraz już wiesz. Za to odkrycie otrzymali z resztą Pokojową Nagrodę Nobla. Otóż, wyobraź sobie, okazało się, że teraz można połączyć cały świat ogromną siecią linków. Ale do tego zabrakło jeszcze jednego odkrycia, które ziściło się niedługo potem i również zostało nagrodzone Noblem, a była to możliwość…

KLIKNIĘCIA W LINK

No, to teraz masz już wszystkie potrzebne narzędzia i całą tę niezwykłą wiedzę, by móc się spokojnie i bez żadnego wysiłku przeprowadzić ze mną do nowej lokalizacji. Wystarczy, że…
Ale czekaj! To znaczy nie czekaj! Mówiłem już, że całą naszą blogosferę może sprzątnąć wybuch atomowy, pamiętasz? Jestem pewien, że pamiętasz. Myślę, że kto jak kto, ale Ty nie zawiedziesz. Dlatego i ja nie zamierzam Ciebie zawieść. Proszę Cię tylko, abyś nie zwlekał z decyzją i zrobił to jak najszybciej, ponieważ nigdy nic nie wiadomo… 

Jednak nie to jest najważniejsze. Najważniejszą, najwspanialszą i najniezwyklejszą informacją dla Ciebie jest to, że zamierzam Cię zaprosić do siebie i pozwolić Ci czuć się u mnie jak u siebie i czerpać z owego czucia pełnymi garściami. Jesteś gościem, a nawet trochę gospodarzem na najwyższych prawach szczególności. Ale mam coś jeszcze wspanialszego dla Ciebie! Otóż w podziękowaniu za to, że dotarłeś aż tutaj, powiem Ci, że możesz przebywać w mojej lokalizacji ile tylko zechcesz. Żadnych ograniczeń, żadnych ponagleń i żadnych wyganiań. Ale nie zwlekaj. Pamiętaj, że im wcześniej zaczniesz, tym dłużej będziesz mógł tu zostać i siedzieć. Wszystko to plus jeszcze ekskluzywną gwarancję nieskończonej satysfakcji otrzymasz jeśli wykonasz jedną prostą czynność, która trwa sekundę, jest kompletnie za darmo i w dodatku NIC NIE KOSZTUJE! Wystarczy, że…


I już! Jesteś na miejscu! Rozgaszczasz się! Czujesz miękkość, przyjemność i dobre powietrze. Czy nie właśnie tego oczekiwałeś? Myślę, że masz teraz więcej niż się spodziewałeś.

Ale to nie koniec. Mam dla Ciebie coś jeszcze. Już może nawet o tym wspominałem. Przecież nic przed Tobą i tak nie zamierzałem ukryć. Otóż w wypadku, gdybyś z jakiegoś powodu nie odczuł satysfakcji, zadowolenia, miękkości, przyjemności, czy świeżości, daję Ci dożywotnią gwarancję powrotu tutaj. Wystarczy, że kliknąwszy tam i odczuwszy nieprzyjemność stamąd, klikniesz WSTECZ, a wszystko wróci do poprzedniego stanu i będzie tak jak dawniej, czyli też super. Myślę, że od super-dawniej i tak wolisz lepiej niż najlepiej, dlatego pozdrawiam Cię serdecznie i witam jeszcze bardziej serdecznie w nowych progach i w nowym, lepszym świecie.

Z powinszowankami
Autor

wtorek, 4 listopada 2014

"78% ludzi woli psy. Reszta to poważni kandydaci do Nagrody Nobla".

Nie dalej jak dwa dni temu stałem nad brzegiem rzeki i wpatrywałem się w wiry. I kiedy tak stałem, a wiry przede mną kręciły się jak szalone, po piachu na przeciwległym brzegu kroczył kot. Było to zwierzę średniego wzrostu i burej sierści, zwykły, przeciętny mazowiecki kociak, który przyszedł na świat nie dalej jak w kwietniu mijającego roku i jeszcze tej jesieni celebruje swą dumną i rozbuchaną młodość, zbliżając się z każdą sekundą do krawędzi brzegu, by wreszcie zamoczyć swe mięciutkie łapy w szarej rzece. Kot od zawsze jawił mi się jako istota darząca wodę wstrętem, a wszelkie w niej zanurzenia miał mieć za gehennę, od której gorszy mógłby być wściekły ogień najbardziej sycylijskiego wulkanu we wszechświecie. Im bardziej kot wydawał mi się wodowstrętny, im bardziej kojarzył się z wrzucaniem do wanny i odbijaniem się łapami od toni, i im bardziej jeszcze jego kontakt z wodą ograniczał się w moim mniemaniu do obojętnego maczania różowego języczka w wodzie, tym bardziej kota otaczały rzeczne fale. Był już w połowie rzeki, kiedy pojąłem naturalność tego zanurzenia. W końcu nie był jak przepływający rzekę człowiek - niespokojny, pogrążony w ferworze usilnej walki z nurtem i nie do końca pewny powodzenia swojej wyprawy. Poruszał się jakby z dala od tego chaosu i dokładnie wiedział, co się z nim za chwilę stanie. Jego sylwetka nie opierała się nurtowi, a współgrała z nim, tak, kot ten w pewnym momencie przypominał jakieś kunowate stworzenie rzeczne! I jeszcze to godne podziwu skupienie, spokój kociego ducha i kocie dusze na kocich ramionach, które na wszelki wypadek nie zamaczają swych stóp. Kot wychodzi na brzeg, znika w krzakach. Biegnę, biegnę w krzaki, bo chcę ujrzeć kota, co przepłynął rzekę! Może nawet chcę go mieć, jest, chyba miałczy do mnie, wytrzeszcza na mnie oczy, i chyba zamieszkamy razem!
I oto chwyta mnie jakaś ręka i ciągnie na bezkresne łąki, z dala od rzeki, krzaków, z dala od rzecznego kota.

środa, 29 października 2014

7 powodów, dla których warto dłubać w nosie

"Dłubanie w nosie jest tak stare jak człowiek". Słowa doktora Wernera pokazują nam powszechność tego czynu już w niepamiętnych, zamierzchłych i prehistorycznych czasach. A jednak ta na pozór łatwa i przyjemna czynność została na przestrzeni wieków wypędzona z salonów i dziś zdaje się być tłumiona w zarodku. Tymczasem naukowcy odkryli zbawczą moc dłubania w nosie. Otóż owa działalność może poruszyć sparaliżowanego, a także całą jego rodzinę oraz bliskich. Jakie jeszcze korzyści można czerpać na co dzień? Co jeszcze tracimy, wstydząc się tej tak oczywistej i prostej czynności? I wreszcie - jak bardzo dłubanie w nosie czyni nas wyrazistymi i rozpoznawalnymi w oczach społeczeństwa? Oto kilka powodów, dzięki którym poczujesz, że Twoje życie bez dłubania w nosie jest niewiele warte.

1. Dłubanie w nosie leczy paraliż i to już wiemy.
 
2. Dłubanie w nosie podczas rozmowy z drugą osobą poprawia wzajemną koncentrację. Osoba dłubiąca skupia się mniej więcej 3 razy bardziej niż podczas żucia gumy do żucia. W tym czasie osoba niedłubiąca spogląda na dłubiącą z czymś w rodzaju lekkiego niedowierzania połączonego z lekkim zażenowaniem, co znowu wzmaga jej koncentrację 4 razy bardziej niż żucie gumy połączone z dłubaniem w nosie.
 
3. Kozy! Czy miałeś ich kiedyś aż tyle?!
 
4. Wałkowanie, w przeciwieństwie do wałkonienia, jest czynnością nie tylko pracochłonną, lecz także dodającą osobie jej się oddającej prestiżu społecznego. Otóż wyobraź sobie - jesteś na przystanku, wokół Ciebie tłum ludzi, a Ty stoisz i lepisz coś między kciukiem a palcem wskazującym. Z daleka jednak nikt nie widzi obrabianego przez Ciebie budulca, przez co z perspektywy obserwatora przypominasz greckiego filozofa, co wśród warstwy oświeconej cieszy się ogromnym poważaniem, plebs zaś będzie uważał Ciebie za niezrównoważonego psychicznie dziwaka, odludka i odszczepieńca. Ważne to nie być szarym człowiekiem w szarym tłumie. Dłubiąc w nosie masz tę gwarancję!
 
5. Czy Mozart nie dłubał w nosie?
 
6. Nie wszystek umrzesz! Powinno coś zostać na futrynie, pod blatem biurka czy pod którymś z siedzeń jednego z autobusów miejskich.
 
7. Czy dłubanie w nosie przy jedzeniu może budzić obrzydzenie? Nic z tych rzeczy! Wystarczy, że wsiądziesz do tramwaju, gdzie wszyscy dookoła zdradzają przez słuchawki swoich telefonów co będzie na obiad. Zaczynasz to robić. Wiercisz coraz głębiej. Czy widzisz, żeby kogoś ruszało to dłubanie w nosie? No właśnie... 
A sparaliżowanego rusza!

czwartek, 16 października 2014

5 sposobów na upgrade Twojego mózgu

Ponieważ od jakiegoś czasu usilnie pielęgnuję swój mózg, aby świecił i pięknie się prezentował w świetle monitorów, opracowałem 5 sprawdzonych porad, dzięki którym również Ty utrzymasz swój mózg w doskonałej formie na długie lata i za rok za dwa nie zapomnisz, jak masz na imię.

1. Czynności które wykonujesz prawą ręką, wykonuj lewą. Pójdź na imprezę i pij wódkę, trzymając kieliszek właśnie w lewej. W ten sposób alkohol zaatakuje prawą półkulę, która odpowiedzialna jest za myślenie katastrofalne. Będziesz szczęśliwy i unikniesz depresji.
2. Ćwicz koncentrację. Wynajmij pokój na ostatnim piętrze najwyższego budynku w mieście i śledź tramwaj. Od rana do wieczora. Od pętli do pętli.
3. To co robisz na co dzień wzrokiem bądź słuchem zrób używając innego zmysłu. Wypraw się na przejście dla pieszych na najbardziej ruchliwym skrzyżowaniu w swojej metropolii, zamknij oczy, zatkaj uszy i nosem wyczuj zielone światło. Teraz dzielnie ruszaj przed siebie!
4. Codziennie rób coś nowego. Co noc zasypiaj na innej ławce i budź się na innej komendzie.
5. Unikaj stresu. Jeśli picie wódki z kieliszka bądź butelki trzymanych w lewej ręce budzi Twój niepokój, przełóż do prawej.

środa, 1 października 2014

Jej głos

Po licznych zawirowaniach autobusowo kolejowych, po doświadczeniu zniknięcia trzech pociągów i pół godzinie spędzonej na zimnym i szarym dworcu, na którym całe moje jestestwo zajmowali panowie utwardzający grunt pod nowy nasyp i nowe tory poprzedzone specjalną siatką o nieznanej mi bliżej funkcji, znalazłem się na trzecim peronie Dworca Centralnego, gdzie spotkał mnie mój ulubiony głos pani zapowiadającej przyjazdy, odjazdy, opóźnienia, odwołania pociągów i Bóg jeden wie co jeszcze. A głos to niesamowity! Wręcz niebiański, aksamitny, piękny, zmysłowy i przy tym jeszcze niezwykle przyjazny. I gdyby ten głos jak gdyby z innego świata po ośmiu godzinach pracy, nie odwracał się na swoim obrotowym krześle, nie zakładał płaszcza, nie zarzucał na ramię swojej skórzanej torebki i nie wychodził lekko potrzaskując drzwiami, wydaje się, iż mógłbyś spędzić życie słuchając głosu pani, której każde słowo, choć wymawiane z niezwykłym spokojem i wewnętrznym optymizmem, nosi w sobie silnie przyciągające coś. Nawet każda jej pauza wstawiana zwykle po nieszczęśliwie nietrafnie wymyślonej przez mózgi kolejowe nazwie przenosi do innego wymiaru. Gałczyński, Matejko, Korczak, Bydgosia - tak wymienia całą tę naszą klasę, coś jakby obgadywanie znajomych z liceum, leżąc w jednym łóżku. Każdy numer peronu, każdy numer toru, każdy numer sektora podaje z niezwykłą pieczołowitością i roznamiętnieniem. Nawet opóźnienia przemienia w swego rodzaju dopust, mówi że jeszcze przez dziesięć minut będziemy na siebie skazani, ale to wszystko może ulec zmianie, za co uprzejmie przeprasza. I właśnie w tych przeprosinach tkwi zajadła ironia, bo przecież nie chcesz się stąd ruszać i nawet jak nigdzie nie wyruszasz, jesteś tylko marnym przechodniem, jedziesz w górę schodami ruchomymi i nawet nie wiesz kiedy robisz w tył zwrot i kroczysz pod prąd, kroczysz ku dołowi schodami jadącymi pod górę i słyszysz jej głos i chcesz do niego coraz bardziej i bardziej, i dopiero gdy się kończy zmiana, żmudne osiem godzin pochylania się nad mikrofonem i wyliczania pociągów, peronów, torów, sektorów, godzin i minut, słyszysz nową kobietę z innej zmiany z nieporadnym angielskim, niemieckim, rosyjskim, z gardłem przepalonym papierosami i czerwoną kartką, zatrzymujesz się i jak uderzony obuchem w głowę jedziesz tyłem do przodu. Bezlitosne elewatory wcinają cię między swoje zęby i tak spłaszczony lądujesz na powrót na dole, pod same jej stopy, bo właśnie wraca z pracy przez zatęchły dworzec, a w tle słychać szczęk żelaza.

poniedziałek, 29 września 2014

Mamy dom!

No to mamy dom! Znaleziony zupełnie przypadkiem. Bo kto by pomyślał, że w czasie rutynowego snucia się po krzakach nieopodal kolejowego dworca, natknę się na nasze potencjalne mieszkanie. A jednak. Twardo brnę przez błoto, ponieważ asfalt skończył się jakieś dwie minuty spaceru temu. Co jakiś czas pada na mnie zielonkawe światło latarni. Jeżeli coś zmienia się w krajobrazie, to światła kolejowego sygnalizatora. Tak też co jakiś czas majaczy mi czerwień, pomarańcz bądź wściekła śliwka. Przede mną ludzie. Z pewnością nietutejsi. Przyjechali przecież taksówką i z niej wysiadłszy tuż przed błotnistą drogą, brną w szpilach i mokasynach po bagnie, byle się tylko nie zdradzić, że nie są stąd. Idą zapewne do znajomych, rodziny, kogoś, żeby zobaczyć jeszcze jeden z tych nudnych meczów piłki jakiejś tam. W każdym razie... ruszam za nimi!

I oto po minucie spaceru, zaraz za ostrym zakrętem wyłania się wielki szary gmach. Wspaniały dwupiętrowy dom z czerwonej cegły, co okres swej świetności miał jeszcze w czasach, kiedy Niemcy robili nam kolej. Potem przyszli Rosjanie, otynkowali dom na szaro i poszli skąd przyszli. Tak zachowany dom oparł się próbie czasu i dotrwał aż do teraz. Myślę, że czekał na nas! To znaczy na mnie i na Ciebie.

Bo w takim domu otoczonym z jednych dwóch stron topolami i bujną trawą, z drugich zaś dwóch stron - żelazem oraz stricte futurystycznym wglądem w wybitne osiągnięcie ludzkości, moglibyśmy czekać końca swych dni. Żylibyśmy koleją. Ta budziłaby nas o świcie i tuliła do snu. Karmiłaby i cieszyła w chwilach głodu i utrapienia. W wolnych od prozy życia dniach, mielibyśmy blisko praktycznie w każdy zakątek naszej pięknej ojczystej ziemi! A to wszystko dzięki dobroci braci Niemców i litości braci Rosjan, którzy nie wzięli niezrozumiałego odwetu na niewinnych murach.

Taki dom to wielki skarb. W nim zawsze jest życie, zawsze jest prąd. Zawsze jest miłość i zawsze jest podwórko, na którym jest grill. Taki grill z widokiem na peron, gdzie każdego wieczoru zmęczeni po pracy podróżni wyczekują swojego składu do swojuchnej mieściny. Hienim wzrokiem spoglądaliby na mnie, na Ciebie, na piwo i na grill, który przywodziłby na myśl ukochane wakacje. I tak przez cały rok. Ty, ja, grill, piwo, trawa, topola, żelazo i zazdrośni podróżni. Dzięki naszym braciom, co dom z czerwonej cegły wznieśli i dzięki naszym braciom, co go w ruinę obrócić nie dali!

sobota, 27 września 2014

Balkonas

Nie mam balkonu. Ale gdybym miał balkon! Gdybym miał balkon, stałbym się nowym człowiekiem. Przede wszystkim wyszedłbym nań i rozejrzał się wokoło. Tak, poszerzyłby się mój horyzont. Wielokrotnie by to uczynił. Potem nabrałbym powietrza do płuc. Powietrze byłoby świeże, płuca byłyby szczęśliwe. Rozsiadłbym się na balkonie i posłał po Ciebie. Powinnaś się zmieścić. Ale wpierw powinienem wstać i przynieść stolik. Stolik stanąłby na balkonie. Między nami stałby stolik. A na stoliku nim by doszła kawa, zagościłby kot. Kot, którego zaadoptowaliśmy nie dalej jak wczoraj gdzieś między trzecim a czwartym piwem. Kot roztoczyłby swoje imperium na stole. Imperium atakuje! Kot wdychałby świeże powietrze do płuc, a powietrze byłoby świeże. A kot zdrowy. Bez żadnych zastrzeżeń. Miałby sierść. Błyszczałby z balkonu na osiedle całe. Nasz kot zaadoptowany niósłby światu radość gdybyśmy mieli balkon, na balkonie kota, pod kotem na balkonie stolik, przy stoliku ja i Ty wdychamy powietrze świeże do rozradowanych płuc. Póki co nie ma balkonu, a kot nie ma domu, przez co nie błyszczy on z balkonu, nie niosąc światu radości jaką może mieć człowiek, który wie czym balkonu posiadanie. Kto posiadł balkon, posiadł kota, posiadł radość, posiadł nowe życie! 
Póki co nie ma kota, co radosny niósłby blask aż po osiedla kres i dlatego wszelki człowiek smutny chodzi. Smutny jak człowiek bez balkonu. Jak tylko człek bez balkonu smutny może być.

piątek, 19 września 2014

7 sposobów jak wsiąść do autokaru jako ostatni

Nie oszukujmyn się - wepchnąć się na pierwszego potrafi każdy. Tak się jednak składa, że nasze społeczeństwo pełne jest pokornych i bogobojnych ludzi, którzy nie mogą znaleźć zaspokojenia w wyświadczaniu sobie różnego rodzaju grzeczności. Poniżej zatem garstka rad, które pomogą Ci wsiąść do autokaru praktycznie przed samym zamknięciem drzwi i zająć najgorsze miejsce w całym przybytku.

1. Przyjdź na przystanek na godzinę przed dojazdem autokaru. Stara zasada "ostatni będą pierwszymi" doskonale sprawdza się w przypadku tych, którzy na miejsce przybywają minutę po czasie i jakimś cudem znajdują się tuż przy kabinie kierowcy i jako jedyni mają zaszczyt przeparadować przez pusty autokar.

2. Stań z bagażem w kolejce do bagażnika. Praktyka pokazuje, że panowie lądujący towar do luku, z perwersyjną wręcz zaciekłością obsługują w pierwszej kolejności osoby, które doustawiły konkurencyjne kolejki. Dzielne trwanie w pierwotnej kolejce opóźni Twoje wejście na pokład o co najmniej 10 minut.

3. Stań obok i dokończ jeść kebab.

4.Załatw wszystkie potrzeby fizjologiczne w naziemnej toalecie. Z autokarowych toalet korzystają zazwyczaj wszyscy po kolei. Nie dlatego, że im się chce, ale dlatego, że za to zapłacili.

5. Ukryj bilet głęboko w plecaku. Kiedy przed wejściem do autokaru kierowca poprosi Cię o jego okazanie, zacznij szukać, by wreszcie przypomnieć sobie, że masz bilet zapisany na telefonie, który właśnie się rozladował.

6. Dziewczyna głupcze! Nigdy nie podróżuj autokarem sam. Na takie włajaże najlepiej nadaje się wysłużona i ukochana dziewczyna. Kiedy stoicie w trzech różnych kolejkach, a Ty chcesz w jedną, ona w drugą, a wiatr pcha Was w trzecią, macie realne szanse by siedzieć w dwóch różnych końcach autokaru i nie zamienić ze sobą przez całą podróż ani słowa.

7. Przyjdź pół godziny po czasie. W ok. 70% przypadków prawdopodobnie nigdzie nie pojedziesz, lecz nadal istnieją przewoźnicy, którzy troszczą się o swoich spóźnialskich pacjentów. Jak pięknie jest przejść w glorii swojej chwały przez autokar pełen ludzi, którzy czekali właśnie na Ciebie!

niedziela, 7 września 2014

Jestem sławny!

Doczekałem się rzeczy, o której marzyli wszyscy dookoła tylko nie ja. Tak, mógłbym być bogaty, obdarzony licznymi talentami, rzucać oszczepem między miastami, tworzyć systemy filozoficzne, grać wszystkie dzieła Bacha z pamięci, albo po prostu umiłować mógłbym świat, tak iż chodząc po nim, czyniłbym go lepszym jeno spojrzeniem swoim. O mnie zaś piszą gazety i znane nazwiska przepisują moje nazwisko. Znajomi lajkują każdorazowe pojawienie się nazwiska mego na jakichś łamach, a wyszukiwarki internetowe wynajdują coraz to fikuśniejsze zdjęcia mojego oblicza. Będąc tak mocno sławnym poszedłem wczoraj na imprezę.

Na imprezie czerwony dywan w przedpokoju i kanapki z serem żółtym, szynką i sałatą w drugim z pięciu salonów. Pod oknem z zamkniętymi storami rozstawione pufy, pod pufami dywan zielony i lekko włochaty. Siadam na drewnianym łóżku i wyglądam znajomych twarzy z branży. Ale nic to, prawie nikt nie przyszedł. Późno już. Pewnie wszyscy stoją za zasłoną, bo może się wstydzą. Ale nie. Widzę, w otchłani kuchni ludzie. Ale to nie ci. Żadni moi. Sami artyści w sumie. Wszyscy już albo zaraz sławni. Wiem!

A więc nie przyszli! Blask sławy ich onieśmielił, gorzej, pewnie sparaliżował! Zastygli tak przed lustrami w swoich przedpokojach, uświadomiwszy sobie, że przyjdzie im pić w cieniu przemożnej sławy. Ach ta ich skromność... Ale tak, ta sława należy się przecież bardziej każdemu z nich z osobna, ale widać, że los zadecydował inaczej. Co teraz, wołam, co teraz!

Na salony weszła wódka i już wiedziałem co czynić. Jedna, druga, trzecia, czwarta... i tak wszyscy dookoła się upili. Tylko nie ja. Zostałem sam. Ja i moja sława. Opuściłem imprezę lekko się zataczając, żeby nie było, że po tym jak człowiekowi uderza sława do głowy, to nie ma w niej już miejsca dla czarodziejki gorzałki. Na wszelki wypadek poleciłem odwieźć mnie do domu człowiekowi o dobrej duszy. 

Na finiszu drogi nie miałem mu czym zapłacić, toteż przekazałem mu mój osobisty klucz do sławy. Tak, teraz sława stała się jego udziałem, a ja mogę teraz spokojnie siedzieć w łóżku i wsuwać kanapeczkę z serem, szynką i sałatą, którą cichaczem wsunąwszy do kieszeni, pospiesznie i ostatecznie wykradłem się z imprezy.

Fin

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Gehenna wielbłąda, piramidy i kaktusa. Raj dla wodorostów

i tataraku. Tak więc zalało, zalało moje piękne miasto! Teraz pewnie miasto stoi zalane i pewnie nawet zostanie miastem, gdy woda opadnie, jednak wszystko co w nim piękne uleci, zwietrzeje lub chociaż zwiotczeje i oklapnie. Póki co zalało. Zalało drogę, zalało Stare Miasto. Zalało Nowe Miasto i nowy, zrewitalizowany brzeg rzeki. Zalało przystanek, zalało autobus, kierowcę, pasażerów, dwóch kontrolerów, żółty kasownik oraz psa. Zalało kość. Zalało bezdomnego i zalało pałac prezydenta. Zalało pałac kultury i nauki. Zalało kulturę, zalało naukę, zalało pana Józefa i zalało tunel średnicowy. Zalało SOK i zalało straż miejską. Zalało panią w kasie biletowej. Zalało panią ze starymi numerami gazet. Zalało gazety. Zalało książki. Zalało telewizję i zalało internet. Zalało kable. Rury i wszystkie tunele metra. Zalało wiszące mosty. Zalało pub. Zalało szewca, fryzjera, introligatora i dentystę. Zalało wszystko za pięć złotych. Zalało antykwariat. Zalało akwarium. Zalało rybki. Podtopieniu uległy też gry planszowe i semafory. Konie uległy zatopieniu. Utonęli siedzący na koniach policjanci. Zatonął stadion, którego strzegli zatopieni policjanci na zatopionych koniach. Zatopiło kopiec powstania i zatonął płomień powstańczy. Zatonął tramwaj powstańczy i zatonęła syrena. Zatonęły piersi syreny oraz miecz. Zalało syrenę i trabanta. Zalało organy. Zalało operę i zalało kurtynę. Zalało obserwatorium. Zalało magazyny mięsne. Zalało trawnik i zalało kosiarkę. Zalało sprzężone powietrze i zalało promienie ultrafioletowe. Zalało maseczkę, zalało ogórki, zalało kakao. Zalało trzepak. Zalało zlewozmywak. Zalało system Windows. Woda wdarła się do kostnicy. Na końcu zalało bloga i zalało narkotyki. Zalało nielegalny egzemplarz dzieła Adolfa H. Zalało drzewko szczęścia, zalało węża w ogrodzie, zalało sąsiadkę robiącą na drutach, zalało druty, zalało wysokie napięcie, zalało szczękanie zębów i zalało obgryzanie paznokci. Wreszcie zalało płetwy i zalało Facebook. Zalało Lubię to! Lubię to, dlatego zalało. W zalanym finale przyszła druga fala i zalała zalane. Zalało zalane.

piątek, 25 lipca 2014

Inspiro Stereo Gender

Dzień dobry. Miałem nie jechać tym metrem, bo miało nie zabierać pasażerów. No, ale staje, w środku widzę ludzi, dwie pasażerki na biało, jedna na czarno, jakiś mężczyzna, dotykam, żywy, więc jadę, wjeżdżam w tunel, wyjeżdżam, drzwi otwierają się to na lewo, to na prawo. W tym czasie do pani w czarnym dosiada się pan, a na przeciwko audytorium pana. Pan mówi głośno. Pan przeszkadza pani w czarnym. Mi nie przeszkadza, bo siedzę obok. Jestem oszołomiony tym, że pociąg, który nie zabiera pasażerów, zabiera pasażerów, a ja jadę, choć powinienem siedzieć na kamiennej ławce na placu Wilsona, razem z całującą się parą, która też jedzie tym pociągiem, a nie powinna, powinna siedzieć, siedzieć na kamieniu i cmokać aż wycmoka paradajs!
W centrum dosiada się ruda pani z panem bez znaków szczególnych. Ruda pani mówi głośno i przeszkadza paniom w białym. Mi nie przeszkadza, bo jadę, a nie powinienem i tak dalej. Ruda pani, która jak mówi, to przeszkadza paniom w białym zagłusza pana, który irytuje panią w czarnym, wtedy kiedy mówi, a mówi dużo, głośno czym może przeszkodzić panu, który słucha rudej pani, która przeszkadza paniom w białym. Nacierają z obu stron ludzie w wagonie, w którym nie powinni być. Ona i on, i ich bezludny wagon. Paranormalny krypto Inspiro Stereo Gender.