środa, 30 czerwca 2010

Pij mleko.

Uwielbia zapach kleju. Przy najwyższych temperaturach tego miasta wspina się na szczyt drabiny jako jedyny w dwuosobowym zespole. Z głowy zwisa mu czarny ręcznik – niezasznurowany turban, który w tym fachu cechuje ludzi odważnych. Samoloty podrywające się z pobliskiego lotniska, przelatują nad głową mężczyzny i wprawiają drabinę w niebezpieczne drgania. Plecy dzielnie odbijają słoneczne światło – to dzięki nim ta dzielnica rozpromieniona bardziej nad inne.
Wystawiasz nogi przez samochodowe okno. Przez palce lewej nogi obserwujesz jak logo pewnej stacji telewizyjnej przemienia się w dłonie trzymające szklanki z mlekiem. Przez palce prawej stopy widać młodą kobietę siedzącą na przystankowej ławce tyłem do nadjeżdżających autobusów. Gdy tylko poczuje się widoczna w lusterku kierowcy, poprawia stanik.
Kobieta spomiędzy palców prawej stopy macha do mężczyzny między palcami stopy lewej. Mężczyzna spomiędzy palców stopy lewej odmachuje i już zdaje się, że z drabiny spadnie i stopa lewa zmuszona będzie wykonać kilka nienaturalnych ruchów, by pomiędzy jej palcami ponownie ukazał się sprawca mleka na wielkim billboardzie. Ten jednak wiesza ostatnią szklankę i zbiega po drabinie, przedziera się przez krzaki, lewa stopa wariuje. Chwilę potem w palcach prawej stopy widać ją i jego w miłosnym uścisku. Nagroda za stosowanie się do najprostszych zaleceń tego świata. Pij mleko.

czwartek, 24 czerwca 2010

Krzyk

Poranek ma smród ryby. Ale to żart. Ale to nie poranek. Widać jak zmęczone po całym dniu góry schodzą do rzeki. Teraz tworzą wspólnie półksiężyc o wielkim nochalu i lekkim wydęciu zaciśniętych ust. Księżyc rozsiadł się na głowie postaci na pierwszym planie. To stary jamnik, co w ostatnim przedśmiertnym krzyku udowadnia, że potrafi jeszcze służyć. Gówno potrafi. Oklapłe długie uszy zdradzają wiek zwierzęcia i to już nie potrwa długo.
Stary księżyc wciąga nosem omleta, który ostał się ze śniadania. Omlet śmierdzi rybą i jest jedynym, który stanowi świadectwo rybą poranka zajeżdżania. Dwie postaci – właściciele jamnika. Ktoś kto hoduje jamnika, niewiele ma w życiu do powiedzenia wiem widziałem...
Niebo jest blado-krwisto-czerwone. Tak piszą w opracowaniach naukowych. Wygląda na włosy. Niebo. Mogą być źródłem podniety, o czym opracowania naukowe milczą. Trzymajmy się od nich z daleka!

poniedziałek, 21 czerwca 2010

powroty z zawczasów - pierwsze podejście

Pierwsze podejście do lądowania mogłoby odbyć się inną drogą niż to się działo podczas odrywania tyłka od ziemi. Żeby to była jakaś okrężna droga. Jakieś inne, może bardziej pordzewiałe tory. Jakiś inny nasyp kolejowy - chociażby ze stwardniałych, zużytych, wyplutych przed kilkoma laty gum do żucia. Niebieskie maki. Czerwone chabry. I żeby jeszcze, zupełnie jak przy wylocie - żeby ludzie wychodzili z przedziału, a nie jak teraz, zapełniali coraz bardziej tę wąską komorę, a za sprawą luster rozwieszonych na przeciwko siebie, liczba ciał w przedziale urasta do miliona i jednego. Jest się gotowym poświęcić dodatkowych pięć godzin ze swojego życia, byle tylko coś za oknem się zmieniało, a ludzi w lustrach ubywało. 
Kilku rzeczywiście ubywa przed stacją docelową. Wychodzą przez dach i fruną, bowiem pociąg nigdy nie zatrzyma się w ich rodzinnej wsi, do której z resztą z najbliższej stacji kursuje jeden pekaes w miesiącu, a cena biletu pożera całą rentę. Tym ludziom rozdajemy część bagażu, który wieziemy ze sobą, a mianowicie, wszystko to, co wzbudziło w nas niesmak w czasie pobytu tam gdzie się było i już się nie jest i nie będzie. Wychodzącej pani wręczamy ociężałość, starszemu panu puste słowa, z których zda relację we właściwym czasie, jeszcze innemu - nieco młodszemu osobnikowi sprzedajemy wyrzeczenie się kawy na rzecz wcinania serka topionego. Wszystkim im mówimy tylko: masz! - i dzięki temu wraca się lżej w rodzinne strony.
I jeszcze tylko pewna pani okazuje się przy kontroli biletowej nie móc okazać legitymacji uprawniającej do przejazdu ze zniżką dla swojego dziecka. Szybko dogaduje się z konduktorką, która, jak się okazuje, robi zakupy w jej sklepie. Kilku z nas wyobraża teraz sobie siebie konduktorami, wlepiającymi srogi mandat i psującymi całej rodzinie słoneczne niedzielne popołudnie. A wszystko to przez powtarzające się za oknem chmury, maki, podkłady i inne takie.

czwartek, 17 czerwca 2010

poniedziałek, 14 czerwca 2010

Po

Obudziwszy się na ławce, "ja" wstaje i zaczyna zamierzać zmierzać iść spać gdzie indziej. Jest środek nocy, który przypomina środek dnia i żadne normalne "ja" teraz się nie budzi nie idzie. Dochodzi. Południe. Blade "ja" odpowiada na pytania dlaczego takie blade i skąd ten stan umysłu: blade przez chęć poznania za życia koloru pośmiertnego ciała, a stan umysłu to już bardziej skomplikowane, ale ogólnie, to "ja" nie mogło już w sposób naumyślnie niezaćmiony przyglądać się masowym mordom przeprowadzanym na ślimakach na chodnikach w podeszczowej Polsce.
- Ty, "ja", dajesz zły przykład - słyszy. Po czym jeszcze tajemniczy głos dodaje:
- minionej nocy byłeś dobry, "ja"!
Dobry "ja", co to zły przykład daje, może być czymś co się nie (z)mieści w głowie. O to zresztą chodzi - żeby Wam popękały. Skorupy.

czwartek, 10 czerwca 2010

A więc Twoje imię obok innego powszechnie znanego imienia jest jednym z najczęściej wybieranych w tym chorym kraju, a liczba, którą jesteś zaczyna szereg parzystych żeńskich - zaczyna tak naprawdę wszystko. Byłaś palona, opętana i rodziłaś w procesji wielkanocnej. Wywierasz wpływ na ludzi. Niektórzy od Ciebie umierają. Inni umierają mniej, albo dobrze się z tym kryją. W Twojej obecności ludzie zaczynają wiedzieć czego chcą. Nie-ludzie przestają. Jesteśmy nie-ludźmi!
Masz dar budzenia duszy ludzkiej z uśpienia. I ciała masz dar. Codziennie około trzeciej nad ranem. Możesz mieć dobry kontakt z rzeczywistością - obce poecie, co kontakt utracił. Lubisz działać zza pleców, choć niektórzy wciąż Cię przed oczami mają. Wśród takich jak Ty braknie marzycielek - to o Was się marzy.
Źródło energii i inspiracji.
Gdyby poeta był pewnym starszym księdzem, głośno to odczytawszy, rzekłby - tyle z mszału - po czym przeszedłby do dalszych obowiązków wschodzącego dnia.

piątek, 4 czerwca 2010

bułka

z takiego jednego przystanku widać wiele
fasadę starego bloku z pilastrami oraz gzymsami
któremu na dachu wyrasta drzewko albo
topola biała albo topola czarna dokładnie
nie widać coraz to nowsze modele niskich podłóg
podjeżdżają zapachy ziół z wypłowiałej reklamy
wszystkiemu dają radę

dziewczyna, która siedzi na schodach apteki zajada bułkę
jest śliczna
i z lukrem

wtorek, 1 czerwca 2010

dobrze z dobrem przedobrzyć.

Pewnego razu przybyli z dobrych czasów dobrzy ludzie tradycji wspaniałych o korzeniach długich. Dobrzy ludzie zaczęli opowiadać o swych przodkach i o pra też zaczęli. Wspaniali przodkowie poczynali się na odważnej babce, co nie bała się rzucić granatem w Niemca, choć wówczas przejawem heroizmu było rzucić się w objęcia Niemca, szczególnie jeśli było się dziadkiem. Wspaniali przodkowie kończyli się na wspaniałym psie, który słynie z tego, że trafia do miski, w przeciwieństwie do niektórych, co to z domu wychodzą w piątkowy wieczór i powracają na czworakach w niedzielę nad ranem. W dodatku pies podpierdala kuwetę kotu, która to kuweta kotu należna była od stworzenia świata, ale czym jest skurwysyństwo psa wobec heroizmu babki.
"Ja" wsłuchuje się w opowieści dobrych ludzi o dobrych ludziach i może myślisz, że "ja" myśli, że się zerzyga...
"Ja" nie myśli. "Ja" się zerzyguje!