piątek, 31 grudnia 2010

Ostatni dzień roku to jest jak tego dnia jest:

ostatnie przebudzenie
ostatnia toccata i fuga d-moll w ramach komórkowego budzika
ostatnie kurwa no już nie mogę
ostatnie dłubanie w nosie z nadzieją, że...
ostatnie sam pomyśl jak długo można w cnocie żyć
ostatnia łyżka dżemu z czarnych porzeczek
ostatnia rybka
ostatnie charchnięcie nad zlewem
ostatnie pod...
przedprzedostatnia kawa
przedostatnia kawa
ostatnia herbata malinowa
ostatnie piwo na kaca
ostatni prysznic
ostatnie trzaśnięcie drzwiami
ostatnia lektura ustępu z Biblii
ostatni jogurt
ostatnie przetarcie stołu
ostatnia kawa
ostatni rozdział
ostatnie ponowne wejście do łóżka
ostatnia drzemka
ostatnie pożegnanie
ostatnia kawa
ostatnia pizza z tuńczykiem
ostatnia herbata
ostatnie śpiewanie
ostatni szewc zabija szewca
ostatnia Maria ma syna
ostatnie hop hop la la lalalala
ostatnie westchnienie do J.
ostatnie przepraszające westchnienie do J. za M. K. I. P.K.P i Z.T.M.
ostatnie wietrzenie
ostatnia kontemplacja brudu z podłogi
ostatnie mycie zębów
ostatnie golenie nóg
druga ostatnia kawa
ostatnia prośba głosu z trolejbusu, by okazawszy bilet pójść na koniec
ostatnie pójście na koniec
ostatnia kolęda
ostatni przybieżeli do Betlejem
ostatnia notka na blogu
ostatni trolejbus
ostatni autobus
ostatnie obgryzanie paznokci
ostatnie przestępstwo (wejście do trolejbusu tylnymi drzwiami)
ostatnie drugie przestępstwo (wejście do autobusu tylnymi drzwiami)
ostatnie trzecie przestępstwo (picie alkoholu w taksówce)
ostatnie czwarte przestępstwo (picie alkoholu w trolejbusie)
ostatnie piąte przestępstwo (picie alkoholu w trolejbusie poprzedzone wejściem tylnymi drzwiami)
ostatnie szóste przestępstwo (picie alkoholu w trolejbusie poprzedzone wejściem tylnymi drzwiami poprzedzone piciem w taksówce)
ostatni Pink Floyd w taksówce
ostatnia rozmowa z niebieskooką Litwinką
ostatni kebab za osiem
ostatnie piwo za jeden dziewięćdziesiąt dziewięć
ostatnie jeszcze jedno a może pięć piw za jeden dziewięćdziesiąt dziewięć
ostatnie dziś nie piję wódki
ostatnia wódka
ostatnie kurwa
ostatnie ja pierdolę
ostatnie szybciej kurwa
ostatnie szybciej kurwa bo zaraz tu umrę
ostatnie zakupy
ostatni kefir
ostatnie płacenie kartą
ostatnie powstrzymanie się od sprawdzenia stanu konta
ostatnia próba powstrzymania się od picia alkoholu
ostatnia próba powstrzymania się od czytania poezji
ostatnia próba powstrzymania się od wyglądania przez okno
ostatnia próba powstrzymania się od wychodzenia przez okno
ostatnia próba powstrzymania się od wyskoczenia przez okno
ostatnia próba powstrzymania się przed wyjściem do toalety
ostatnia próba powstrzymania się przed wyskoczeniem do toalety
ostatnia próba powstrzymania się przed wskoczeniem do toalety
ostatnia próba ostatniej próby
ostatni mail
ostatni sms
ostatnie lubię to
ostatni Lietuvos Rytas
ostatnie widzenie
ostatnie tępe spojrzenie
ostatnia wymiana spojrzeń z lustrem
ostatnie włażenie do kosza w celu zmniejszenia objętości śmieci
ostatni kosz
ostatnie dobranoc
ostatnie szczęśliwego nowego
ostatnie przepuść
ostatnie wysłuchaj
ostatnie zmiłuj

czwartek, 30 grudnia 2010

Lista zakupów, bo kto powiedział, że w przekładzie musi być strata.

(temat)

šokoladas coco sublime pica ristorante tonno gedos poezija vienkartinės nosinės vienkartinės nosinės rokiškio naminis kefyras kvietinė duona goja


(wariacja)

otrzymana w procesie sublimacji czekolada czarna jak co co jak gówno najbardziej włoska z włoskich pizz pizza o smaku tuńczyka leży w torbie obok tomu poezji ponasa Sigitasa który znał się na nożach i w sumie nie wiadomo czy poezja przejdzie tuńczykiem czy pizza poezją jednorazowe chusteczki choć jednorazowość jednorazowości nie równa o czym świadczyć może przykład iż w jedną jednorazową chusteczkę można dmuchać aż nam się rozpłynie i świat przed oczami się zazieleni natomiast na jednym jednorazowym bilecie nie będziemy podróżować tak długo jak moglibyśmy dmuchać w jednorazową chusteczkę chociaż kto wie o i jeszcze druga paczka jednorazowych chusteczek na wypadek gdyby się papier toaletowy nieco bardziej jednorazowy skończył domowy kefir z Rokiszek (kiszki Rocky’ego) bez którego życia sobie nie wyobrażam oraz za trzy sześćdziesiąt dziewięć  razy jeden dwadzieścia czyli cztery czterdzieści trzy z nazwiskiem malarza w tytule jeden chleb co z wielu ziaren pszenicznych się rodzi.

środa, 29 grudnia 2010

3. Drugie piętro, pierwsze okno od prawej - to samo co ostatnio.

Od pierwszego dnia mieszkania w tym pokoju był bardzo spokojnym, niepozornym człowiekiem. To on zaprotestował przeciwko zerwaniu zasłon w kwiaty. Prawdziwy romantyk! Pod osłoną nocy kradnie piach ze skrzynki przeciwpożarowej, aby nasypać go do słoika, w który wbije tradycyjną szarą świecę koloru tradycyjnego szarego mydła. Świeci ją średnio co drugi wieczór, bo ile razy można palić znicze. Poza tym znicze trują. Głupio tak umrzeć zaczadzonym dymem ze znicza. Choć czy nie kompromituje bardziej niecelny strzał w głowę i dwunastogodzinne konanie? Mniej światła...

Nigdy nie miał roweru, co nie powstrzymało go przed kupieniem jednego z przedświątecznych dni, rowerowego migającego reflektora z wyprzedaży w hipermarkecie centrum handlowego, od którego dzieli nas wszystkich tylko czterdzieści minut drogi - piętnaście minut stania na przystanku, dwadzieścia jazdy i pięć czekania na czerwonym świetle.Szlag może człowieka trafić. I rzeczywiście trafia! Wpada po powrocie do pokoju. Odpala reflektor. Miga. Nie może przestać. Nie chce! Miga i miga. Współlokator dostaje padaki już w pierwszej minucie migania. Teraz się nie wymiga. Wije się w konwulsjach na niesprzątanej od dwóch tygodni podłodze. Błoto. Miga. Bohater stoi nad współlokatorem, wiedząc, że ma go w swojej mocy. Teraz jeszcze poświeci sobie po całym pokoju. Zobaczy na co najlepiej światło pada. Co najlepiej odbija. Miga. Współlokator się wije. Bohater podchodzi do okna. Świeci w okno poety. Miga. Poeta je kanapkę. Odkłada. Kanapka miga. Ale nie poeta. Poeta ma procę. Od tej chwili pierwsze okno od prawej pokoju na drugim piętrze nie ma szyby. Bohater jednak wciąż stoi w oknie. Miga. Oniemiał? Zamarzł? Zły czas mógłby odmienić drugi strzał z procy poety. Niestety, poeta naboje zamienia na wódkę. Kończy kanapkę. Skończył.

piątek, 24 grudnia 2010

"Nå Tennes Tusen Julelys"

Tamten piątkowy wieczór, gdzieś w drugim tygodniu adwentu. Pamiętasz, tamta łazienka z lustrami na przeciwko siebie. Dzięki temu otrzymuje się niepowtarzalną okazję obejrzenia swoich pleców, łokci. Niepowtarzalna to także okazja umyć ręce jedynie pod zimną wodą. Stoisz przy suszarce. Suszenie rąk pod tymi urządzeniami potrafi trwać wieczność, ktoś mógłby jednak odtworzyć pomysł z papierowymi ręcznikami i na nowo wcielić go w życie.
Do łazienki wpada trzech chłopców ubranych w identyczne bluzy. Właśnie mają przerwę między próbą, a koncertem. Biegają, cieszą się. To jest ten wiek, kiedy kilka minut wolnego czasu potrafi osnuć się pełnią radości życia. I oto pewien wysoki i siwy mężczyzna, z brodą, patrzy w lustro, odwraca się, spogląda na chłopców, by za chwilę uciszyć rozradowaną gromadę. Robi to w języku północy, w języku z charczącym „ry”.
Potem jest krótka droga po skosie przez uniwersytecki plac, aż w końcu dojść do kościoła, w którym po raz pierwszy w czasie pobytu widzisz wielki, rozświetlony, wprawiający w zadumę nad nieobjętością Niezmierzonego, żyrandol. Kościół od ponad dwudziestu minut zapełniał się już ludźmi, toteż zajmujesz miejsce w bocznej ławce. Oczekiwanie w towarzystwie rzeźb wychodzących z filarów świątyni, którym to rzeźbom autor wpisał w twarze wielowiekowe oczekiwanie, boską wręcz cierpliwość. Na początku Saint-Saens, a już za chwilę podają specjały lokalne. Jest i szczególne zadziwienie, trochę to nad sztuką, bardziej może nad radosną wieścią, o której mowa w drugiej zwrotce kolędy, wieści, że ten co się w stajence narodził, to Zbawiciel nasz i Bóg.

środa, 22 grudnia 2010

til København

wczesnymi popołudniami snuje plan ucieczki
siedząc na kanapie obraca mapę świata
żółty ser czterdzieści pięć procent pije
przez dziury w serze widzi Kopenhagę
są sobie przeznaczeni
skomplikowani ludzie
i niezrozumiałe języki

czwartek, 16 grudnia 2010

w mieście gdzie menel włada kilkoma językami

w takim ładnym choć nie za wesołym mieście
pijacy budują wieżę co ma sięgać nieba na końcu
trolejbusu rozrzucają ciastka chleb wycinki z gazet
walają się po podłodze jednorazowe bilety ulgowe
alkoholik ma zniżkę na przejazdy zawsze coś między
czterdzieści a pięćdziesiąt procent z uwagi na misję
która bierze swój początek na dworcu kolejowym
gdzie nikt dokładnie nie wie wszyscy za to wiedzą
iż ubzdryngoleni powąchają chmur jako pierwsi żyją
w mieście gdzie nawet menel biegle włada kilkoma
językami i ma taką płynność że idzie oślepnąć

czwartek, 2 grudnia 2010

dziś wydałem stówę na poezję

dziś wydałem stówę na poezję
nie jem
nie śpię
właśnie przestały podobać się kobiety
gaśnie słońce
zaraz wyłączą chmury
wyjdzie kaloryfer
zza już wynoszonych drzwi
sprzęty powoli opuszczają kuchnię
oto toster wyskoczył z jedenastego
a dwunasty był tym który go wydał
wydał dużo i nie ma żalu
nie widać ratunku dlatego
dla tego co niewinnie poczyna
dla tego co wydał stówę na poezję