sobota, 26 lutego 2011

Felix Mendelssohn-Bartholdy: Marsz weselny ze ,,Snu nocy letniej'', op.61

Młody organista. Po trzeciej godzinie ćwiczenia. Odchodzi od instrumentu. Obiega kontuar. Raz. Drugi. Staje i krzyczy: Umiem! kurwa umiem! 
I nagle przestał. Umieć.

czwartek, 24 lutego 2011

Telefon z zaświatów

Przód autobusu, na poczwórnych siedzeniach zwróconych ku siebie siedzi troje ludzi, starszy pan z czerwonym wyrazem twarzy, wszechwiedzący i wszechmogący narrator oraz kobieta w średnim wieku w okularach Kasi Żak, zębach i oczach pani ze sklepu z pamiątkami, w spódnicy przypominającej sprasowany stołkiem szary koc z wojskowych koszar i beżowej kurtce. Od kiedy pani rozmawia przez telefon, obaj panowie nie odrywają od niej wzroku:

- ja bardzo pana przepraszam, ja naprawdę nie chciałam pana wykończyć! - przepraszającym głosem zdaje się tarzać wraz ze słuchawką po autobusowej podłodze. - miałam bardzo dobre intencje! - tłumaczy; wszyscy je mają.
- mówi pan, że tego nie da się narysować? 
Weź pan i narysuj życie wieczne, a ja pańskiemu pędzelkowi pomieszam włosiki.
- bo wie pan, to naprawdę nie zależy ode mnie.
Istotnie, kto się tam znajdzie, zależy ode mnie.
- niemożliwe! - mówi kobieta z niedowierzaniem, jak gdyby okazało się, że nie wszyscy tam trafiają.
- i nie weszliście dalej?
Co za cipa, zamiast zbierać punkty i zdobywać coraz to wyższe levele, wisi na telefonie i gada z kobietą. Na jej szkodę z resztą, bo jak powszechnie wiadomo, za połączenia w ramach roamingu zapłacimy my wszyscy. To znaczy wy!

niedziela, 20 lutego 2011

Poeta

"W mojej ojczyźnie do której nie wrócę"
Czesław Miłosz

"By słuchać znów jak wiosną śpiewa las, powrócisz tu!"
Irena Santor

Jest taki park. W parku biblioteka duża taka. Dookoła biblioteki małe domki, w domkach puby, bary, inne takie. Kiedyś bibliotekę odwiedził poeta. Przyjechał z Ojczyzny. W stanie nietrzeźwym. Tak wpływa na człowieka podróżowanie między ojczyznami. Do barów chodzi inny taki poeta. W stanie nietrzeźwym. Próbuje wyemigrować z ojczyzny do Ojczyzny. Nie może, toteż znieczula rzeczywistość. Gdzie nie pójdzie, nie wpuszczają. Nie było miejsca. 
Choć szedłeś.

Tak sobie zdjęcia oglądam. Twarze. Jak długo może trwać odpijaczanie maski?
Oglądam, potem nagrobek oglądam, ładny, chciałem na żywo, ale, pamiętam(!), śnieg zasypał.

sobota, 19 lutego 2011

Pewien warszawski klub, jego toaleta. Męska. Ale pewnie i damska, nie wiem, sprawdzę w kolejnym wcieleniu o ile nie będę psem zjadającym trawę zasikaną. Sedes, deska w pozycji pionowej, zarówno warstwa zakrywająca całość, jak i ta służąca do siedzenia stoją. Za deską przycisk do spuszczania wody. Na przycisku wielki napis: STOP! A przecież tu się dopiero szaleństwo zaczyna. Stoisz, siedzisz, kucasz. Wrzucasz. Płynie. Prosto. Przed siebie. Obłoki na niebie...
Więc chyba START!

poniedziałek, 14 lutego 2011

wieszam Twoje obrazy na dole
u góry mówisz prosto krzywo
tak nucę Mussorgskiego nucisz
Mussorgskiego z góry na dół
z dołu do góry mówimy prosto
krzywo tymi samymi językami
obcymi lecz nie używamy nie
błądzimy

czwartek, 10 lutego 2011

Aušra

 "Litwo! Ojczyzno moja! ty jesteś jak zdrowie."
Juliusz Słowacki, Baśnie z tysiąca i jednej nocy.

Czwartek rano, dziesiąty lutego, czterdziesty pierwszy dzień roku, do końca zostało trzysta dwadzieścia cztery dni, słońce wzeszło o siódmej zero dwa. Idę do kościoła przepraszać za grzechy i dziękować, że jeszcze nie spadła mi cegła na głowę, a pociągi i autobusy, którymi się poruszam nie ścigają się pod San Lorenzo di Testico ze mną i moją ręką w środku. Widzę piękny świt. Taki życiodajny błękit z przodu i beznadziejną czerń z tyłu. Zachwycam się. Idę do przodu. Ale zaraz potem do tyłu. Odwracam się. Teraz mam tył z przodu. A właściwie przód przestał być tyłem i jest jak dawniej przodem. Idę wiec do przodu. Ku Litwie. Dojdę za miesiąc. By znów ujrzeć identyczny wschód słońca o tej samej godzinie, z tym samym błękitem, w tym samym porannym chłodzie. Taki sam, tylko dłuższy.

środa, 9 lutego 2011

Zakładki

Bardzo lubię gdy do książek dołączają zakładki takie sztywne, długie, fajne. Dziś dostałem zakładkę z bramą obozu koncentracyjnego i z napisem Arbeit macht frei. Nie bardzo wiem do czego to sobie włożyć. Co se tym założyć? Mam w końcu na półce tylko wesołe książki i o dobrych rzeczach. I tylko jedną książeczkę złą. Wojskową.

wtorek, 8 lutego 2011

na pytanie co dziś robiłeś odpowiadam
dziś rano złamała się tabliczka czekolady
podarowana przez Ciebie próbuję kleju
jakoś tak siedzę kleję próbuję jakoś sobie
z tym poradzić próbuję siedzę wieczór jest
znowu cała

sobota, 5 lutego 2011

M. K. Čiurlionis – Žalčio sonata. Finale.

Góry. U podnóża gór żabie oczy, choć tytuł wskazuje na oczy węża, oczy węża nie wyszły, może wyszło to jedno, schowane w trzech czwartych za lasem. To z przodu to oko żaby. Oko żaby odbija niebo i chmury, które trudno zobaczyć w rejonach, w których do tej pory było niebo i były chmury. Góry. Zza trzech szczytów chmur trzy słońca wyłażą. Środkowe wychodzi najbardziej, ale im bardziej wychodzi, tym bardziej pokrywa je od góry pleśń. A może to siwizna. Stare, środkowe słońce już wkrótce osiągnie kres życia i podzieli obszar, który od wieków ma w swym władaniu, pomiędzy dwa słonka – słonko prawe i słonko lewe. Słonko prawe jakoś tak wątlej wychodzi, toteż już wkrótce słonko lewe podbije ziemie słonka prawego i oślepiwszy słonko prawe, porozrzuca jego gały po dolinach i od tej pory świat, mieszkańcy zamków posadzeni za lasami gdzieś w połowie drogi na szczyt środkowej góry wraz z podległymi im kominami fabryk czegokolwiek,  co dzień podejmować będą usilne próby odgadnięcia czy węże to czy żabie oko. 
I jeszcze taka jedna skała na pierwszym planie a na niej krzaczek, a może korona? To tylko narośl-zarośl na grzbiecie węża o żabich oczach. Choć może rzeczywiście korona? wypadła komuś...
 z kieszeni?

środa, 2 lutego 2011

wtorek, 1 lutego 2011

Napisałem sobie nekrolog.

Dziś napisałem sobie nekrolog. Taki z czarną ramką na białej kartce formatu a cztery. To znaczy zacząłem na a cztery, ale chciałem grubą ramę, więc jeszcze raz zacząłem, tyle, że na a trzy. A trzy mieści więcej ramy i więcej treści, poza tym łatwiej dostrzec nekrolog kiedy jest większy, gdy ma większe ramy, krzyż, literki, formułki i takie tam. Przymierzam do tablicy przy wejściu na klatkę schodową potencjalny arkusz a trzy oprawny póki co jedynie w ramę i przymocowuję go żółtą, zieloną, czerwoną i jeszcze raz żółtą pinezką. Prezentuje się świetnie! Teraz, gdy nekrolog jest większy, na mój pogrzeb, którego datę zaraz ustalę, przyjdzie więcej osób i będą ronić rzewniejsze łzy. Myślę, że gdybym sporządził nekrolog na arkuszu formatu a dwa, znaleźliby się i tacy, co podczas ceremonii rzucaliby się na trumnę i pogrzeb miałby w sobie sporo z cygańskiego charakteru.
Papier formatu a trzy leży jednak na biurku. Oprawny w grube czarne ramy, za chwilę wypełni się treścią. Wpisuję na początek Ś oraz P, wyobrażając sobie co taki skrót mógłby oznaczać prócz tego co oznacza. Świadek Porażki. Śmiech Pawiana. Śpiew Pingwina. Środa Popielcowa. Śpiwór Prezydenta. Świecący Padalec. Świeże Piranie. Ściółka Płonie, Święcone Placki i wiele innych. Literki rozdzielam znakiem krzyża, a nad krzyżem rysuję listki. Nigdy nie zastanawiałem się jakie listki widnieją nad lub pod krzyżami nekrologów, toteż postanawiam umieścić liście paproci, tak żeby symbolika liści miała odniesienie do tego, co robiłem za życia, a jak wiadomo za życia szukałem kwiatu paproci, a i po śmierci nie zamierzam ustawać w trudzie...
No to teraz wymyślam środek. A nie. Na górze piszę jeszcze, że zmarł tragicznie. W sumie nie wiem co lepsze. Zm. trag.? Czy może zmarł tragicznie? Skrót jednak jest pożywką dla chorej wyobraźni. Ktoś jeszcze pomyśli, że zmarł tragarz, zmartwychwstał tragikominiarz ...nie!
Potem wypisuję daty. Życia. Śmierci. Dodaję cyfry. Dzielę przez ich sumę. Obliczam swój numerek, chcąc wiedzieć jakim człowiekiem byłem, zaglądam do horoskopu – twoja planeta to Merkury. Bóg handlu. Za zgubienie numerka 20 zł. Zawsze jednak byłem najbliżej słońca. Zawsze.
Wybieram parafię, cmentarz. Składam sobie kondolencje. O zrozpaczonej rodzinie nie wspominam. Ta w końcu jest domyślnym podmiotem lirycznym tej poetyckiej prozy, niech się więc sama ujawni.
Data. Podpis i obietnica, że już wkrótce odpiszę.
Okropne. Nie co dzień człowiek czuje, że umiera. Ale wystarczy zrobić sobie jeden dzień bez kawy. Jeden dzień bez picia kawy, aby być zm. trag. w kw. w.
(zmarłym tragicznie w kwiecie wieku)
.