środa, 13 lipca 2011

- nie...
- coś się stało?
- kurcze, nie wierzę.
- ale co takiego?!
- czytam i nie wierzę.
- no mów! Już!
- wszystko na nic
- ale może jeszcze da się coś uratować
- uratować, tu nie ma co ratować, sami się powinniśmy ratować, ale wiesz co?
- nie
- nie ma dla nas ratunku.
- bzdury gadasz.
- nie ma dla nas ratunku.
- gdybyś zdjął nogi ze stołka, podniósł dupę z fotela, to może by się i znalazł.
- nie ma dla nas ratunku, nie ma dla nas ratunku, nie ma...
- dawaj, zobaczę co oni tam napisali!
- słyszałaś o boskiej wszechmocy?
- coś tam słyszałam, a co?
- a o moralnym obowiązku?
- że mamy czynić dobro drugiemu człowiekowi, kochać bliźnich i takie tam?
- a o tym, że Bóg nie ma wobec nas moralnego obowiązku, wiesz?
- chyba nie rozumiem...
- a pamiętasz jak oddałaś połowę swej pierwszej pensji na dom dziecka?
- pamiętam
- a pamiętasz jak wszystkie swoje prace na zasadzie wolontariatu?
- no coś tam przypominam sobie..
- a pamiętasz jak codziennie latałaś do sparaliżowanej sąsiadki, gotowałaś, karmiłaś dopóki nie umarła?
- tak, dobrze to pamiętam.
- a nasza wspólna działalność dla naszej wspólnej fundacji?!
- jakżebym mogła zapomnieć!
- no to wszystko to jest gówno warte, słyszysz?! Gówno warte!!!
- rany, uspokój się, oszalałeś! Jezu, on oszalał!
- nie.
- no, ale co z tym Bogiem, musi nas jakoś za to wynagrodzić!
- właśnie, że nie musi!
- jak to?
- tak to. Jest wszechmocny!
- no i?
- ma wolną wolę.
- czyli może nas zbawić?
- może, ale nie musi. Nie ma takiego obowiązku.
- czyli grzeszymy
- owszem, a szczególnie wtedy, gdy robiąc coś dobrego, myślimy, iż On nam to wynagrodzi, czyli, że zobowiązujemy go do spłaty długu, który rzekomo u nas zaciągnął.
- czyli możemy oboje skończyć w piekle?
- a i owszem. Wiesz, czasem wydaje mi się, że słyszę z góry śmiech... jak gdyby inni naśmiewali się z naszej naiwności...
- tyle dobrych uczynków... i ta fundacja...
- i ta fundacja, na którą oddajmy jedną piątą naszych pensji to nasz największy grzech. Nawet nie odczuwamy braku gdy oddamy na fundację tę piątą część, rzucamy jak gdyby ochłap, pozbawiając nasze sumienia wyrzutów, by móc wczesnymi wieczorami leżeć spokojnie na kanapie i oglądać serial, wiedząc, że nic złego nam nie grozi.
- ale trzeba i nam jakoś żyć.
- więc zamknijmy fundację.
- oszalałeś!
- skoro nie ma ratunku, to nasze dobre uczynki nic już nie znaczą.
- to co zrobimy ze zbywającymi pieniędzmi?! Na chorych przeznaczyć źle, a do grobu zabrać jeszcze gorzej! Poza tym co ludzie powiedzą?
- i tu jest kolejna pułapka, bo robimy to wszystko jeszcze przed ludźmi! Wypruwamy flaki, żeby pomóc dogorywającej staruszce, pieniądze na dom z jeziorem wkładamy w fundację, ostatecznie jesteśmy pyszni, spokojni i na pokaz. Ale pocieszę Cię.
- czyli jest nadzieja?
- czyńmy zło, potem pożałujemy.
- możemy nie zdążyć pożałować.
- w świetle całej teorii złoczyńca może pójść do nieba.
- albo i nie.
- nie wiem. Póki co, biorę forsę i idę na dziwki!
- zaraz, zaraz, a ja?!
- Ty? Na dziwki? Nie ma mowy!
- a co z wiernością małżeńską?
- nic nie znaczy, gdy nie ma ratunku!

Schodzą ze sceny, on idący na dziwki, ona płacząca i niedowierzająca.

wtorek, 12 lipca 2011

Może zastanawiać dlaczego ktoś ukrył nad ranem zsyp osiedlowy za pobliskim drzewem. Być może jeszcze dziś pod moim oknem przejedzie papież lub Obama, a może nawet obaj trzymając się za ręce, choć w tym wypadku wszystkie śmietniki miejskie wywiezionoby już dawno do innego miasta w sąsiednim województwie. Ale chyba chodzi o najprostszą w świecie zależność, że oto śmieci, podobnie jak ludzie dłużej wylegują się w cieniu, wolniej poddają się rozkładowi, dzięki czemu dłużej zachowują świeżość, kolor i smak. Śmierdzą mniej. Ale wystarczy, że cień przesunie się lekko w prawo...

poniedziałek, 11 lipca 2011

Francja

z Francji przyjeżdżają za mną

widelec
wszechmogący
niezdatny do picia

(trzy nowe słówka)