czwartek, 30 sierpnia 2012

Wymiatanie

rzecz o wymiataniu jest nauką, którą posiadłem w poczekalni dentystycznej w dniu dzisiejszym między dziesiątą dwadzieścia osiem a dziesiątą trzydzieści jeden. Otóż szczoteczkę, kiedy już mamy otwartą jamę, musimy ustawić pod kątem 40 stopni do zębów i powoli wymiatać z nich płytkę bakteryjną. To samo robimy na dole, na górze i po bokach też wymiatamy. Tylko z języka nie wymiatamy, język szczotkujemy tak, jak do tej pory szczotkowaliśmy zęby, chyba że od dziecka wymiatamy, to tu nie wymiatamy, wymiatamy gdzie indziej.
Wróciłem do domu i za szczoteczkę. I rzeczywiście! Płytki sypią się niczym Warszawa w czterdziestym czwartym, a bakterie rozpinają spadochrony i bezpiecznie lądują pod zlewem. 
Dalej nie wiesz jak to się robi? 
Zapraszam więc do mojej jamy!

środa, 29 sierpnia 2012

Ach, popatrz!

Ach, popatrz! Musimy być jak oni! Ci dwoje w parku, ci dwoje na polu pod jedynym parku drzewem. On w różowej koszuli i cyngielkach, coby ją lepiej widział. Ona bez cyngielków, żeby go widzieć gorzej, a nawet wcale. Popatrz, dookoła porozrzucane jakieś szmaty, wygląda to jakby pozrzucali z siebie ubrania, ale przecież ubrania wciąż mają na sobie, więc to albo jakaś magia, albo oszustwo, albo ona przyniosła ze sobą szafę i pokazuje co ma, bo prócz szafy to nic więcej nie ma. Musimy być jak oni pod parku jednym drzewem. On wpatrzony w nią, a ona gadająca przez wielki telefon z wielką czarną klapką. Cześć Kasia, masz zasięg, bo cię przerywa. Przerywana Kasia ma zasięg, bo przecież gdyby Kasi zasięg szlag trafił, to Kasia by milczała, a Kasia nie milczy, Kasia jest, Kasia mówi i tylko jest trochę przerywana, ale która nie jest. Patrz, przyglądaj się im, a ja się przejdę po zaroślach, bo nic tak dobrze nie robi jak spacer po zaroślach. No to stoisz. Zarośla idą. W zaroślach dwóch czerwonych mężczyzn. Jeden na czworakach, drugi na leżakach. Oni też mają swoje drzewko, swoje szmaty i tylko patrzyć jak zadrynda jaka przerywana Kasia. A w ogóle to w krzakach węże, a na asfalcie skorpionsi. Skorpiony znaczy. Też mają swoje drzewa, szmaty i czasem...
...ale nie! Na ścieżce leży rozklapciany ślimak, a z jego skorupy wydobywają się resztki refleksu. Zbieram je do słoika, ale nie pytaj skąd słoik. Idę dalej przez krzaki. Wiesz, to jest ten sam park, w którym pewien pisarz ma swoją ścieżkę. Tak, ma swoją ścieżkę, ale nie ma swojego drzewa w polu, porozrzucanych szmat i nawet jeśli kiedyś zadryndała do niego jakaś przerywana Kasia, to i tak oboje już nie żyją i nie ma to żadnego znaczenia. Moja ścieżka jest odwrotna ścieżce pisarza, bo nie dzwoni do mnie...
Krzaki są krzakami, a słońce usilnie próbuje przebić się przez liście pokrzyw i porwać ciało i duszę ślimaka do nieba. Liście jednak stawiają silny opór, więc pewnie ziemia ślimaka pochłonie. Przykucnę, poczekam, a ty stój i patrz jak para liże się pod drzewem, pośród szmat i przerywanych fal. Ty patrzysz, ja patrzę. Krzaki patrzą. Otacza nas zasięg, aż zasięg się rozstępuje, fale się rozstępują, wiatr rozprasza krzaki, przychodzi słońce, robi cap i ślimaka nie ma. No!

wtorek, 28 sierpnia 2012

Miasto moje a w nim

stoję na przystanku i macham autobusowi, dając mu do zrozumienia, że go pożądam, ale oto nadlatuje zgraja samolotów, więc szybko chowam rękę, bo to pewnie wojna i zaraz mi urwie, a autobus nie czując się pożądany, przejeżdża obok i znika za krzakami. Zostaję sam na sam z samolotami o biało czerwonych ogonach. W sumie nie spodziewałem się innych kolorów, ale kiedy przyjrzę się ogonom bliżej, mogę z radością skonstatować, iż róż to i błękit, czyli pewnie jakaś parada heteroseksualistów, którzy być może poczuli się w zagrożonej mniejszości i próbuje owa mniejszość zwrócić na siebie uwagę rządu i domagać się swoich praw. Ale następne samoloty są już bez ogonów. Pan, który stoi ze mną na przystanku, pstryka im zdjęcia, więc zazdroszczę mu smartfuna, który potrafi sfotografować samolociki podniebne, pędzące z prędkością podniebnych samolocików. Pstryka pan raz. Potem pstryka drugi i już pewnie samoloty są na fejsbuku, a ja muszę to wszystko trawić, analizować, opisać, sprawdzić przecinki i dopiero wkleić, żeby wszyscy wiedzieli, że widziałem zgraję samolotów i jako pierwszy przeczułem wojnę. 
Albo przynajmniej tęsknotę mojego narodu za nią. Jestem w domu. Cały i zdrowy. Ręka spokojnie spoczywa na oparciu fotela. Jest szczęśliwa, że wróciła do domu razem ze mną i może jeszcze raz w swoim życiu pobawić się pilotem. A pilot ma dziś swoje święto, bo jest dzień lotnictwa polskiego, więc są samolociki, jest msza we Trwamie no i jest koncert, na którym pobrzmiewa wszystko co ma w tekście wojna, może za wyjątkiem "Małej wojny" Lady Pank (bo to mała wojna, a nie solidna rzeźnia). Całość kończy Alleluja Haendla, oczywiście w polskim przekładzie, bowiem lotnicy są na bakier z angielskim, jak również z rosyjskim, o czym przekonaliśmy się przed paroma laty. 
Małe samoloty pędzące pod chmurami, pod błękitnem niebem wielbię całym sercem jednak i cieszy się na ich widok moje dziecięce serce, które chce jeszcze i jeszcze więcej spektaklu. No to wychodzi na balkon z papierowymi samolotami wykonanymi m.in. przy pomocy ocalałej ręki, z samolotami, na których ocalała ręka namalowała po sierpie i po młocie i puszcza w powietrze z nadzieją, że narobi szumu w nadwarszawskiej przestrzeni powietrznej. Nadlecą przecież te same samolociki bojowniki co w południe, zbombardują papierówki, będzie jatka nieziemska i jeszcze raz rozraduje się serce, rozraduje się dusza!

poniedziałek, 27 sierpnia 2012

„Dcera truhláře”


(Přeložila Michaela Koželuhová)

Vystupují:

KRÁLOVNA STEFANIA
SLUHA I
SLUHA II
POSEL EDGAR
DCERA TRUHLÁŘE
KNĚZ



KRÁLOVNA STEFANIA
Sluho, pojďme si promluvit o truhlářově dceři.

SLUHA I
Ano, má paní.

KRÁLOVNA STEFANIA
Není to ta samá osoba, které ses snažil zalíbit již před pěti lety?

SLUHA I
To je.

KRÁLOVNA STEFANIA
Ach, vy prostí lidé, vy vážně věříte na lásku. Copak jsem ti nerozkázala tu dívku přestat milovat?

SLUHA I
Rozkázala, má paní.

KRÁLOVNA STEFANIA
Tak proč po ní pořád tak vzdycháš?

SLUHA I
To se nedá vysvětlit.

KRÁLOVNA STEFANIA
Potřebuješ lékaře.

SLUHA I
Medicína je v takových případech bezradná.

KRÁLOVNA STEFANIA
To je pravda. Nicméně ti rozkazuji už dál nechovat city pro tu dívku.

SLUHA I
Udělám, co budu moci, má paní!

(vchází SLUHA II, stoupne si vedle SLUHY I, oba stojí před královnou)

SLUHA II
Zdravím tě, má paní.

KRÁLOVNA STEFANIA
Zdravím, sluho. Co tě ke mně přivádí?

SLUHA II
Slyšel jsem váš rozhovor, jehož hrdinkou byla báječně krásná dívka, jejímž otcem je ten poctivý truhlář.

KRÁLOVNA STEFANIA
Dobré nebe!

SLUHA I
No ať se propadnu!

SLUHA II
Proto jsem přišel podělit se se svým nápadem, který vyřeší těžkou situaci mého přítele a tvého sluhy, drahá královno.

KRÁLOVNA STEFANIA
Tak mi o tom co nejrychleji pověz, slunce už pomalu zapadá.

SLUHA II
Ve městě se šíří řeči o téhle dceři truhláře, dívce neobyčejné krásy a nepochybně velkého ducha. Hádám, že problém tkví v samotné truhlářově dceři a její averzi k městské populaci. Jak víš, paní, tvůj sluha a můj přítel ve službě, se narodil v samotném hlavním městě tvého království, a proto i kdyby se mu dostalo vzdělání u největších myslí doby, psal pěkné a moudré knihy, přátelil se s biskupem, určitě se musel setkat s nemorální špínou, kterou žije každé město. Z toho, co vím, milostivá paní, truhlářova dcera se chce za každou cenu vyhnout hlubinám hříchu a chce dát své srdce muži mimo velké město, muži, který vyrostl uprostřed luk, stromů, krav a květů. Jen z pomyšlení na taneční večírky a hraní karet v městských ulicích se jí chce zvracet.

KRÁLOVNA STEFANIA
Dostaň se k pointě.

SLUHA I
Už nás dál nenapínej!

SLUHA II
Takže bych navrhoval, abych se manželem truhlářovy dcery stal já!

SLUHA I
Ty vesničane! V žádném…

KRÁLOVNA STEFANIA
To je ale řešení!

SLUHA I
To je řešení. Nejhorší řešení!

KRÁLOVNA STEFANIA
Ale vyřeší mnoho problémů!

SLUHA I
Jakých například?!

KRÁLOVNA STEFANIA
Třeba tvé pětileté trápení.

SLUHA II
I tvé, královno, tisíceré opakování rozkazu o odmilování se!

KRÁLOVNA STEFANIA
Tak a je to.

SLUHA I
Ne!!!

(SLUHA I se zvedne, vytáhle meč, doběhne ke SLUHOVI II a jedinou ranou mu usekne hlavu)

KRÁLOVNA STEFANIA
To myslíš, že tohle je řešení?

SLUHA I
Myslím, že po tomhle strašném činu, mě už truhlářova dcera nikdy nebude chtít. Nikdy už se nestane ženou mého přítele a tvého sluhy, královno. Jedině by se vdala za mrtvolu.

KRÁLOVNA STEFANIA
Mýlíš se, příteli. Nic tak nepřitahuje dívku, jako meč vytasený ve válce o její srdce. Obětovals pro ni život a co víc – ještě větší váhu má život, který jsi vzal příteli, protože podívej se na sebe, jako mrtvola bys sis tu dívku získal.

 (KRÁLOVNA krátkou chvíli přemýšlí)

Počkej, zavolám posla, ať dojde pro truhlářovu dceru, ať se včas dozví o tvém činu a už na věky budeš v jejím srdci na prvním místě. Edgare!

POSEL EDGAR
Poslouchám, paní.

KRÁLOVNA STEFANIA
Spěchej do domu truhláře, zprav je o hrdinském činu mého sluhy a jeho krásnou dceru přivez sem ke mně. Ale předtím než se vrátíš do zámku, zastav se pro kněze, ať i on přijede, neboť se tu schyluje k velké slavnosti.

POSEL EDGAR
Jak poroučíš, královno.

KRÁLOVNA STEFANIA
Tak sbohem a neztrácej dál čas.

(pauza, při níž si SLUHA I kouše nehty)

(když si SLUHA I ohryzá poslední nehet z deseti, přichází POSEL EDGAR, DCERA TRUHLÁŘE a KNĚZ)

KRÁLOVNA STEFANIA
Vítej, dítě.

DCERA TRUHLÁŘE
Zdravím tě, královno.

KRÁLOVNA STEFANIA (ukazuje prstem na SLUHU I)
Tady je ten, který tě přes všechny mé mnohaleté snahy nemohl přestat milovat, i když jsem na něj naléhala, ale dnes vykonal čin, o kterém tě zpravil posel a kterým dokázal svou lásku k tobě.

(DCERA TRUHLÁŘE padá do náručí SLUHY I)

KRÁLOVNA STEFANIA (na kněze)
Tak je na chvíli nechme o samotě a kněze zvu na víno.

KNĚZ
Amen.

(Odchází)

Konec

niedziela, 26 sierpnia 2012

„Córka stolarza”


Występują:

KRÓLOWA STEFANIA
SŁUGA I
SŁUGA II
POSŁANIEC EDGAR
CÓRKA STOLARZA
KSIĄDZ



KRÓLOWA STEFANIA
A więc drogi sługo chodzi o córkę stolarza?

SŁUGA I
Tak jest droga pani.

KRÓLOWA STEFANIA
A czy to nie ta sama osoba, o której względy zabiegałeś już przed pięcioma laty?

SŁUGA I
W rzeczy samej.

KRÓLOWA STEFANIA
O prosty ludu, wy poważnie wierzycie w miłość. Czy nie rozkazałam wam przestać się kochać w tej dziewczynie?

SŁUGA I
Jest tak jak mówisz droga pani.

KRÓLOWA STEFANIA
A więc dlaczego ciągle do niej wzdychasz?

SŁUGA I
Tego się nie da chyba wytłumaczyć.

KRÓLOWA STEFANIA
Potrzebny wam lekarz.

SLUGA I
Medycyna w takich przypadkach jest bezradna.

KRÓLOWA STEFANIA
Racja. Niemniej rozkazują wam przestać żywić uczucie do tej dziewczyny.

SLUGA I
Zrobię co w mojej mocy droga pani!

(wchodzi SŁUGA II, staje obok SŁUGI I, obaj stoją naprzeciwko Królowej)

SŁUGA II
Witaj droga pani.

KRÓLOWA STEFANIA
Witaj drogi sługo. Co cię do mnie sprowadza?

SŁUGA II
Słyszałem waszą rozmowę, której bohaterką jest przecudnej urody dziewczyna, której ojcem jest ten poczciwina stolarz.

KRÓLOWA STEFANIA
Wielkie nieba!

SŁUGA I
Niech mnie kule biją!

SŁUGA II
Dlatego przychodzę, podzielić się swym pomysłem, jako by i zaradzić trudnemu położeniu mego przyjaciela, a twego sługi, szanowna królowo.

KRÓLOWA STEFANIA
A więc mów czem prędzej, słońce wszak ma się ku zachodowi.

SŁUGA II
Rzecz się rozchodzi o samą córkę stolarza, dziewczynę niebanalnej urody i niewątpliwie wielkiego ducha, o czym mówi się w mieście. Problem tkwi jak się domyślam w córkostolarstwie dziewczyny i jej niechęci do ludności miejskiej. Jak wiesz pani, twój sługa, a mój przyjaciel w służbie tobie, przyszedł na świat w samej stolicy twego królestwa, a zatem nawet jeśli odebrał wykształcenie u najtęższych umysłów epoki, zgłębił piękne i mądre księgi, trwa w przyjaźni z biskupem, to jednocześnie musiał się otrzeć o to, co brudne, a czym żyje każde miasto. Z tego co wiem, miłościwa pani, córka stolarza, pragnąc uniknąć zagłębienia się w odmętach grzechu, chciałaby oddać swe serce mężczyźnie spoza wielkiej aglomeracji, który wychował się pośród łąk, drzew, krów i kwiatów. Stroniłby jednocześnie od taneczno – karcianych uciech miejskich, ba, na samo o nich pomyślenie, miałby odruch wymiotny.

KRÓLOWA STEFANIA
Zmierzaj więc do puenty.

SŁUGA I
Nie daj tkwić w niepewności!

SŁUGA II
A zatem sugerowałbym, abym to ja został mężem córki stolarza!

SŁUGA I
Ty wieśniak! Za żadne…

KRÓLOWA STEFANIA
To jest wyjście.

SŁUGA I
To jest wyjście. Najgorsze wyjście!

KRÓLOWA STEFANIA
A jednak rozwiązuje wiele problemów!

SŁUGA I
Jakich na przykład?!

KRÓLOWA STEFANIA
Chociażby twej pięcioletniej męczarni.

SŁUGA II
I twoich, królowo, powtarzanych po tysiąckroć rozkazów odkochania się!

KRÓLOWA STEFANIA
Otóż to.

SŁUGA I
Nie!!!

(SŁUGA I zrywa się, wyciąga miecz, podbiega do SŁUGI II i jednym ciosem odcina mu głowę)

KRÓLOWA STEFANIA
A więc myślisz, że to jest rozwiązanie?

SŁUGA I
Myślę, że po tym okropnym czynie, córka stolarza nigdy mnie nie zechce. Nigdy już jednak nie zostanie żoną mojego przyjaciela, a twojego sługi, droga królowo. No chyba, że poślubi trupa.

KRÓLOWA STEFANIA
Mylisz się mój drogi. Nic tak nie zjednuje serca kobiety jak miecz dobyty w walce o jej serce. Poświęciłeś dla niej życie, a wiedz, że poświęcenie życia przyjaciela w niedoli więcej znaczy, niżbyś miał poświęcić swoje własne, bo spójrz sam, co ty, jako trup, miałbyś jeszcze z tej dziewczyny.
(Królowa myśli krótszą chwilę)

Czekaj, zawołam posłańca, niech pośle po córkę stolarza, niechaj się zawczasu dowie o twoim czynie, a już na wieki będziesz w jej sercu na pierwszym miejscu. Edgarze!

POSŁANIEC EDGAR
Słucham cię pani.

KRÓLOWA STEFANIA
Gnaj czem prędzej do domu stolarza, zawiadom go o bohaterskim czynie mego sługi, a jego przepiękną córkę wiedź no tu do mnie. Nim jednak powrócicie do zamku, zahacz no o księdza, niech i on przybywa, bo oto wielkie nam święto się szykuje.

POSŁANIEC EDGAR
Stanie się jak sobie życzysz królowo.

KRÓLOWA STEFANIA
A więc gnaj, bo nie ma czasu do stracenia.

(cisza, w czasie której trwania SŁUGA I obgryza paznokcie)

(kiedy SŁUGA I obgryza ostatni paznokieć z dziesięciu, wchodzą POSŁANIEC EDGAR, CÓRKA STOLARZA oraz KSIĄDZ)

KRÓLOWA STEFANIA
Witaj drogie dziecko.

CÓRKA STOLARZA
Witaj królowo.

KRÓLOWA STEFANIA (wskazując palcem na SŁUGĘ I)
Oto ten, który mimo mych usilnych prób przez wiele lat nie mógł się w tobie odkochać, nawet mimo mych usilnych nalegań, jednak dziś, o czym zaświadczył ci posłaniec, dokonał czynu, którym udowodnił swą miłość do ciebie.

(CÓRKA STOLARZA pada w ramiona SŁUDZE I)

KRÓLOWA STEFANIA (do księdza)
Pozwólmy im tak pozostać dłuższą chwilę, a księdza zapraszam na wino.

KSIĄDZ
Amen

(Wychodzą)

Koniec

wtorek, 14 sierpnia 2012

Dainava

moja łódka unosi się na rzygach
a ja w niej czekam na koniec świata
wiem że kocha mnie dziewczyna
z litewskich potraw wiem
bez pytania nakłada mi buraki
i pire ziemniaczane płyniemy
przez wymioty i kawałki chleba
smażonego od niechcenia
maczanego w czosnku

dziewczyna z potraw
pyta tylko o mięso znaczy
że w kwestii kurczaka czy baraniny
nie zawsze panuje zgoda co do
ryby wyłowionej z rzygomorza
pełnia smaku oraz harmonia

czasem łódka dobija
do kowieńskiego soboru
ryby zdychają u brzegu ty masz
jednak moc i niebieskie oko
i masz węch więc czujesz
zdechłość ryby czujesz zapach
od morza jego owoce
sporadycznie chleb
i chleboziarka

piątek, 10 sierpnia 2012

Dajna o dziewczynie z kowieńskiej valgykli


Od rana samego w zielonym fartuchu
żółtą swą bluzkę przepocisz styrana
myślisz ty wszakże o ziemskich sprawach
dziewczyno robiąca w Litewskich Potrawach.

W tutejszej valgykli, tuż obok soboru
Na kark rybi sypiesz kaszeńkę gryczaną.
Karmisz swój naród we cnoty obfity
za proste Bóg zapłać i za marne lity.

Kto by pomyślał - w tym blinnym kraju
zaspokoić też umie dziewczę vegetara,
kładąc surówki litewskiej tłuszczy,
której początek hej, gdzieś tam w puszczy.

I akcent poprawia, doczepia końcówki
studentom zgłębiającym jej język od rana
a także jej oczy, w których się świeci
z kuperka kurzego tłuściutki kotlecik.

niedziela, 5 sierpnia 2012

Wróciłem!

Wróciłem, bo dostałem stypendium, przeto raduje się serce, rajcuje się dusza. Wyciągnąłem swoje bagaże zaklinowane w dworcowym kiblu, które owym kiblem nieco i przeszły, i dumnie powracam do dormitorium trzy przystanki dalej, gdzie dawni przyjaciele czekają mnie z radością. 
Oto rozpościera się czerwony dywan, zaczyna się pod wiatą przystanku, na którym wysiadam, idzie do pasów, przechodzi przez jezdnię na zielonym, skręca, jeszcze raz skręca, wchodzi do akademika, wita się z portierką, bierze za mnie klucz, wiedzie po schodach na siódme piętro i tak wchodzimy razem do pokoju, w którym czeka na mnie mój argentyński towarzysz, który zdążył złapać już podstawy języka polskiego.
Wjeżdżają bagaże, w tle leci marsz z Aidy Verdiego, ludzie w pierwszych rzędach szaleją z radości, a widzowie pochowani po balkonach nie wypuszczają lornetek z rąk.
Za łóżkiem, patrzę, stoją butelki. Puste. Ale nic to. Jeden z przyjaciół, poznanych na dworcu, który jest magiem tutejszych dróg żelaznych, który potrafi zbić spóźnienie pociągu do zera, podarował mi specjalną różdżkę, która jednym ruchem napełnia butelki. Trzeba tylko pomyśleć kolor i markę piwa i butelka napełnia się wymarzonym browarem. I tak napełniam już drugi dzień, bo to jest żmudna robota tyle butelek pustych przemienić w pełne, ale już niedługo, niedługo będzie tu mnóstwo mocnych ciemnych, bo różdżka moja przedziwne czyni cuda.