wtorek, 27 marca 2012

Facet na ruskim

pyta jakie jest nasze ulubione święto. Ja - że Trzech Króli. No to śmiech i krótka gadka o tym co się robi w Trzech Króli, pomijając sprawę święcenia kredy, bowiem wyrażenie święcić kredę powinno się pojawić w okolicach poziomu B2 jeśli nie C1, a ja nieco wcześniej, no to mówię, że lubię, bo mogę pojechać gdzieś pociągiem, najlepiej do Bratysławy, bo ona jest mi przy sercu, choć tak na prawdę bardziej mi przy sercu nocny pociąg i dłuższe postoje na ładnych czeskich dworcach, ale Bratysławę też kocham. Poza tym lubię jak się w pociągu siedzi, śpi, chodzi, pije i rozmawia o życiu i kobietach. Inaczej niż wczoraj. Bo wczoraj na przykład wolny fotel na mnie nie czekał, w zamian czekał na mnie tłum ludzi w korytarzu i oni tam stali i nie zamierzali zająć miejsc, bo jak zająć miejsca, których nie ma, lub jak zając miejsca, które są i są zajęte; nie można bowiem zająć miejsca już raz zajętego, trzeba je wpierw odjąć, by potem je znowu zająć - proste. 
A więc stoję. Wychylam łeb przez okno i wietrzę pałę. Potem zwiększamy prędkość, więc nie wietrzę nic. Lecz tylko pozornie. Białoruska para obok z trójką dzieci - jednym białoruskim, drugim wietnamskim i trzecim aryjskim, postanowiła mnie wywietrzyć, bo pewnie śmierdziałem po całym dniu chodzenia, siedzenia, jedzenia. Wietrzą mnie otwartym oknem obok mojego okna, no to się schylam, kucam i unikam ostrego strumienia powietrza, które ściga mnie po całym korytarzu, a mój korytarz jest niewielki, bowiem końca tego długiego korytarza nie widać, więc dla oczu koniec korytarza jest trzy głowy na przód. No to kucam. Długo w kuckach nie mogę, więc siadam na pół-schodku grzejnikowym, ale od grzejnika zieje ogniem, no to wstaję i tak wkoło. Czasem próbuję klapnąć na podłodze, ale z siedzenia na podłodze wyrosłem, ale wyrosłem nie w takim sensie, że mi na podłogę klapnąć nie wypada, ino że się na niej nie mieszczę. Z resztą ktoś kto nie ma wstydu leżeć na chodniku z tradycyjnego siedzenia na podłodze nie wyrośnie nigdy. Na czterdzieści minut przed końcem trasy pociąg jedzie wolniej, rodzina białorusko-wietnamsko-aryjska dawno już wysiadła gdzieś koło Koła, więc zabieram się do ponownego przewietrzania facjaty. Wietrze ją i wietrzę i nawet dołącza do mnie czasem pan z przedziału za moim tyłkiem, którego tyłek boli od siedzenia albo nie może już bo mu dziewczyna od godziny w telefon patrzy (gdyby mi patrzyła, to zupa by była za słona), no to podchodzi do okna i przewietrza fasadę. Ale o to na korytarz wychodzi jakiś grubas w krótkim rękawku, mówi, że sorry, ale mu wieje, no to przymykam, przykucam, podgrzewam się i myślę, że zabiję go smrodem chodzenia, siedzenia, jedzenia. 
I tak sobie siedzę na grzejniczku i przypalam se członki. Przypalam, przypalam i tak sobie myślę czy lubicie mięso i czy wolicie udka czy skrzydełka?

poniedziałek, 19 marca 2012

I have been painting since I was little, a z filozofowaniem to jeszcze wcześniej.

Uczy się człowiek języków obcych, ale nie tylko tych najbardziej znanych, lecz oto niekiedy poznaje on jeden lub więcej języków bardziej "egzotycznych", przez co zyskuje przeważnie w oczach znajomych, którzy, jeśli się owy człowiek języka nauczy, mogą już zapomnieć jego imienia i nazwiska i mówić o nim: ten co zna taki a taki język. Lecz biada temu kto w gronie znajomych posiada kumpla, który włada tymi samymi językami co on sam. Jakże szybko topnieje cała ta wyjątkowość i ten, tak usilnie w naszych czasach podkreślany indywidualizm jednostki, a nawet jej tożsamość, no ale nie o tym. 
Bo oto dziś, wbrew własnym przewidywaniom i oczekiwaniom stałem się filozofem jednego z obcych języków i takiego to języka, który już prawie wszyscy znają, a przecież chciałem filozofować na temat języka znanego jednemu na sto, ale mądrość nie wybiera i pożytek z tego tylko taki, iż wszyscy mnie zrozumieją.
Oto na mojej karteczce z notatkami widnieją dwa zdania:

How long have you been living here?
I have been painting since I was little.

I nawet nam się te frazy układają w nietypowy na pozór dialog. Bo jakże to tak na pytanie o jak długo tu mieszkasz, odpowiedzieć, iż maluję od małego. Lecz oto odsłania się nam drugie znaczenie słowa to live, oznaczające tyle co żyć. Pytanie jak długo tu żyjesz? postawione artyście może być przez niego odebrane jako - tu, w świecie sztuki. Oszczędny w słowa artysta, by uniknąć kolejnego pytania od razu zdradza nam, że maluje i to od małego. 

Przykłady dotyczą czasu, który jak głosi tabelka opisuje czynność ciągłą bądź przerywaną, która rozpoczęła się w przeszłości i trwa do chwili obecnej. Jak w tym świetle rozumieć zatem oto to live
Otóż i my nie żyjemy wiecznie, zdarza nam się spać co jakiś czas, a przecież sen już od czasów dawnych wierzeń jest bratem śmierci, toteż nasze zasypianie język angielski rozumie jako chwilowe przerywanie życia. Inna sprawa, że przerywa nam się życie w wymiarze 8-12 godzin dziennie i jest to całkiem spora przerwa i może być, że czasami życie jest nam przerwą od nie-życia.

I jeszcze to, że nie można to know w czasie Present Perfect Continuous. Ale przecież jeśli czasownik ten oznacza tyle co wiedzieć, jest niczym innym jak czynnością przerywaną. Kiedyś zacząłem wiedzieć i wiem to do dziś, ale nie wiem o tym cały czas. Jeśli od trzech lat wiedziałem, że Wojtek bije żonę, to wiedziałem o tym cały czas, ale nie wiedziałem tego bez przerwy, a obraz Wojtka bijącego żonę przywoływał się we mnie co jakiś czas. Ktoś powie, że to know to stan, ale to know to bardzo pracochłonna czynność mózgowa, której skutki raz są bardziej, a raz mniej widoczne. Ale są, co doskonale ilustruje mój autorski przykład już niestety pozbawiony to knowa.

- Hi, you look exhausted! What have you been doing?
- I've been reasoning hard.

środa, 14 marca 2012

Wrócił

po kilku miesiącach nieobecności stary komputer, a stare komputery jak wiadomo, to potężne maszyny, które zajmują sporo miejsca. Tak się złożyło, że miejsce komputera zajęły szybciutko dosyć grube książeczki i teraz te same książeczki wywędrowały na środek pokoju poety i poeta w pokoju raczej się już nie porusza, ewentualnie unosi się za sprawą swych skrzydeł i wali z dyńki w żyrandul, skąd jak zwykle o sekundę za późno przychodzi oświecenie. Albo i nie przychodzi. Najlepiej byłoby wszystko przeczytać, ale żeby to przeczytać, trzeba wziąć dłuższy urlop od życia. 
- Dłuższy urlop od życia? Oczywiście! - odparł poeta i spuścił wzrok na nową czarną klawiaturę, przez którą będzie odtąd przepuszczał czarne myśli zrodzone w procesie czarnowidztwa.
Michał Heller nie kłamał mówiąc o ludziach nauki, że nie mogą zasnąć, bo gdy się kładą, myśli ich szaleją po głowach całych tak i tak dalej. Psycho-dodatek do Polityki polecał pracować w jednym pokoju, a spać w innym i najlepiej, żeby w ciągu dnia nie włazić tam gdzie się śpi. No, ewentualnie, żeby przewietrzyć, wywietrzyć i zamknąć kiedy nadciąga wichura, coby nam wpadający rower sąsiada nie potłukł telewizora albo obrazka z pierwszej komunii.
Najchętniej wlazłbym wszędzie, no to za karę nie śpię, odpisuję na maile i dziękuję za opinie pracownikom naukowym, którzy zapewne także nie śpią jak przepowiedział Heller, a ślina cieknie mi na myśl o Kownie, więc wyglądam obrzydliwie z zalążkiem worów pod oczami i cieknącą śliną. W ogóle to chciałem zawrzeć jakąś prawdę w tej notce ogólną, ale jakoś mi się nie chce. Powiem jeszcze, że oglądam sobie na obrazie monetowy dworzec św. Łazarza i zalazłbym na dworzec jaki wykorzystać to, że polskie dworce nie mają świętych patronów i napić się piwa, na wzór Śniadania na trawie namalować Melanż na dworcu i rozpocząć nowy prąd umysłowy w europejskiej myśli, amen.

wtorek, 6 marca 2012

Wiersz o końcu

podróżowania polskimi kolejami, gdzie występują powtórzenia i gdzie wyraz powtarzany może kojarzyć się niektórym z jakąś partią polityczną, ale to nie jest wiersz polityczny, gdyż poeta nie interesuje się polityką, tylko pisze wiersz o tym, że pochlałby z kumplem w drugim końcu kraju i wpada na genialny pomysł, żeby podróżować tankiem (s)rankiem.


koniec z prze i
po ciągami mon ami
po l s k i mi
bo z kim i
po czym
po jedźmy
po pić
po butelce na pałę na
po łudnie (cud, nie?)
po jedźmy
po świecie
czołgiem

sobota, 3 marca 2012

Światowy dzień pisarzy

to dziś. Z tej okazji ręcznik wpadł mi do sedesu, zjadłem grzanki na pożółkłym chlebie, dowiedziałem się, że Peter Esterhazy umie Ojcze Nasz po łacinie, pozwoliłem pani Magdalenie Środzie pomówić chwilę z teleodbiornika,  poznałem trzy nowe słowa (mean, spoilt i common sense), a także wyhodowałem w sobie nadzieję, że ten dzień lada moment się skończy.