piątek, 26 października 2012

Ludzicy od historii

Ludzicy od historii - oni doskonale wiedzą co, gdzie, jak. Potrafią zorganizować konferencję w najbardziej siwym dniu jesieni, najlepiej w porze poobiedniej, kiedy cały świat zajmuje się przetwarzaniem wszystkiego, co nie jest informacją. A więc nie mogę, nie mogę pana słuchać, bo jem, wciąż jem i dziwne, że pan nie je. Pan, wiem, czyta swój referat, pan zje później, jak już wszyscy zjedzą. Na szczęście przychodzę ostro napity. Napity kawą razy cztery, beczką herbaty, nalewką, która od ojca pochodzi, a przede mną na dwóch nóżkach kroczą puchary winne, no to rozumiem bóle przodków, nie rozumiem za to długości wywodu, czasu i miejsca.
Ludzicy od historii miewają wąsy. Kiedy wąsy ruszają się, ach ruszają się wąsy, znaczy to, że ludzicy od historii zabierają głos. Wychodzę więc do toalety. Tam przestaję na chwilę jeść. Czekam. Może przeczekam. Może pan referat przeczytawszy, zacznie spożywać swój posiłek, a wówczas ja, wyłoniwszy się zza białych drzwiczek urynału, przyłączę się z resztkami swego starego posiłku i kiedy tak już zjemy obaj, pan zapyta czy może mi nalać wina, na co odrzeknę - nie! ja już swoje wypiłem nim się pan poznał z dniem dzisiejszym i to jest, to jest, proszę pana, ciekawa historia!

środa, 24 października 2012

Kocham

się w pracach domowych z łotewskiego! Od historii keczupu przez idealnych polityków aż po pytania kiedy czuję się dobrze - wszystko to fascynuje niezmiernie i porusza. Porusza komórkami oczywiście, bo odpowiadam na pytania niecodzienne, niektóre wręcz filozoficzne, czy wręcz takie, na które nie ma odpowiedzi, choćby to, jaki jest idealny polityk, bo idealny polityk to taki, którego nie ma, ale to zdanie nie zawiera żadnego z wyrazów, które do lekcji o idealnym polityku zawiera podręcznik, a zatem trzeba się nieźle nakłamać, czyli poczynić krok na długiej i szerokiej klatce schodowej ku czeluściom piekielnym, żeby zdać do następnej klasy.

Dziś jednak mam opowiadać o sobie: kiedy czuję się dobrze? Czy często stwierdzam, że czuję się szczęśliwy? Kiedy to jest? Co mi jest do szczęścia konieczne? Co bym chciał uzyskać? Co życzyłbym sobie osiągnąć? 

Mam taką małą karteczkę, która mi cały dzień ze wszystkiego wypada i bardzo chce się zgubić, więc nim to nastąpi, przepisuję co należy:

Czuję się dobrze gdy jestem w przyrodzie, szczególnie tam, gdzie lasy, dużo drzew między któremi latają śpiewające ptaki. Kiedy studiuję, nie mam wiele czasu przebywać w lesie, toteż nie często myślę, że jestem szczęśliwy. Do szczęścia potrzeba mi przyrody i świeżego powietrza. Chciałbym osiągnąć jedność z przyrodą. 

Bo gdybym osiągnął jedność z przyrodą, uwolniłbym się od tego typu prac, na których zlatuje mi tak niezwykła, a tak ulotna młodość, z którą jedność czuję coraz mniej z każdym dniem.

wtorek, 23 października 2012

Dzień z...

polską piosenką. Siedzę w fotelu i dłubią mi w zębach, to w radiu plażą szły zakonnice i pełne szkło. Siedzę w knajpie, to znowu obłok ten różowy, pod nim dom jeden z trzech milionów zapewne. Wyłażę z metra i nad górami lecę, lecę z nią, i oto po nocy przychodzi dzień, a po burzy spokój, poza tym mgła, resztki mgły i kilka piosenek w obcych językach, których nie rozumiem, ale zrozumiem, póki co to, w tym, że nie chcę teraz wiosny jest tyle samo prawd ile kłamstw.

czwartek, 18 października 2012

O kiczu

pani opowiada dzieciom, kicz to harlekiny, pop muzyka i rock, mydlana opera i każda inna opera, która nie jest Wagnerem, Mozartem, Verdim. Kicz to kino Hollywoodu, kicz to serduszki i gołąbki, kicz to ja i kicz to ty. I porno jest kiczem i kino erotyczne też. Tylko National Geographic nie.
I tylko jeden z chłopców, co zanosi się na poetę wstaje i mówi - bo pani nigdy nie widziała dobrego porna! Tylko te konie i tylko te słonie, czy to na szronie, czy to na betonie! - po czym na wszelki wypadek oddala się do ciemnego kąta, by dalej zanosić się na poetę.

środa, 17 października 2012

Dziś rano

wpakowałem się dopiero do trzeciego pociągu, który przewinął się przez dworzec za mojej tam obecności. Gdyby pewnego dnia prezydent opuścił kryptę i zdecydował się dać mi obiecane mieszkanie w dzielnicy, z której jeździ się pociągiem do centrum, korzystałbym z radości codziennego stania na dworcu i napisał ze dwie powieści na podstawie obserwacji ludzi na nim. Trzecią książkę poświęciłbym oczywiście swemu dobroczyńcy, w której optowałbym za złożeniem go tam gdzie aktualnie sobie leży. Póki co przyglądam się młodej kobiecie z dzieckiem, wózkiem i papierosem i chcę widzieć jak wchodzi z tym wszystkim do zajebanego po brzegi pociągu. Wyrzuca papierosa. Do pociągu raczej się ona nie zmieści. Z wózkiem tym bardziej, a co dopiero z wózkiem pełnym dziecka. Wie o tym nim otworzą się drzwi. Niestety zdążyła wyrzucić już papierosa, a to był pewnie ostatni. Stoi więc i sapie. Pet leży, a pociąg odjeżdża.

wtorek, 16 października 2012

Fryzjer

musi zjeść kanapkę, więc je spokojnie, więc dobieram się do gazetki pod tajemniczym tytułem - coś o świecie i o wiedzy, albo coś o wiedzy, ale bez świata, nie wiem, nie pamiętam. Podobno są takie nietoperze w świecie, które jedzą jakieś owoce i kiedy one są przestarzałe, sfermentowane, istnieje ryzyko, że nietoperz lata ubzdryngolony i spore prawdopodobieństwo zderzenia z innym nietoperzem, co na trzeźwo nietoperzom nigdy się nie zdarza. Poza tym nietoperz nie ma kaca, bo jak jednak uda mu się wrócić na swoją gałązkę, to śpi dwanaście godzin, w związku z czym trzeźwieje i zdąża nawet przespać wszelkie przypadłości stanu po przepiciu, więc nocą budzi się znowu świeżutki, by znowu wystartować z tankowaniem i tak do pierwszego zderzenia, w którym zginą wszyscy uczestnicy wypadku, przez co zrobi się ogromny korek na trasie i to musi być przepiękny widok - nietoperze wiszące w powietrzu, jeden za drugim czekające w kolejce na znak do lotu ku temu co zamracza ich umysły i wiedzie ku niechybnej śmierci. Ku niechybnej śmierci wiodą także papierosy, o czym również mowa w tej samej gazetce, że oto każdy jeden papieros w ciągu piętnastu minut od wypalenia wytwarza trujące substancje, które mogą prowadzić do powstania komórki rakowej w mózgu. Nie jest to jednak problem nietoperzy, ani mój tym bardziej.

piątek, 12 października 2012

Wielkie hotele

kryją w sobie tajemnice swe - jak śpiewali kiedyś chłopaki od na jednej z dzikich plaż i oni w sumie śpiewali o tym jak to się lubiło tańczyć, w innej piosence, że chciałem rozluźnić się, zesztywniałem, bardziej zależy mi niż myślałem, potem znowu satelita śledzi jak obejmujesz mnie no i w końcu wieczorem kiedy zamykacie drzwi oraz i oto jest ta miłość, śmierć jest jednym ciałem w niej. 
To się łączy w logiczną całość, ale ja nie o tym, ale o tym, że wielkie hotele kryją w sobie tajemnice swe, wynajmij pokój, wsłuchaj w ciszę się i tak dalej. No to nasłuchuję. Słyszę jeno jakieś kobiece śmiechy. Faceci milczą. Nie śmieją się. Zapewne umęczeni całodniowymi zabiegami, teraz dogorywają w swoich łóżkach. Nie piją. One też nie piją. Tylko siedzą i zanoszą się śmiechem. Tu jest dużo Polaków, choć tu nie Polska. Ktoś mówi z estońską intonacją, ale może to nie mowa, a jedna z tajemnic owego hotelu. Nie wiem. W łazience wpadłem na pomysł pisać wiersze na poważnie, by mieszkać w hotelach za darmo, pić ich wodę mineralną za ich pieniądze i kątem wargi uśmiechać się do portierek i mówić labas rytas, laba diena, labas vakaras, tudzież dobry den czy dobry vecer, bo już wybrałem kraje, w hotelach których mieszkałbym za pieniądze innych. O dziwo to są te same kraje, do których mógłbym spieprzyć na wypadek wojny polsko-polskiej. 
Czasem pomieszkiwałbym w innych strefach czasowych i mówił do rodaków z zawczasu, choć nie jest to takie ważne. Ważne jest to, że w darmowym hotelu nie będą mnie ścigać nieumyte kubki po kawie, nieodkurzona podłoga, a brudne ręczniki będą wychodzić same i wracać nad śnieg wybielałe. To są bardzo prozaiczne rzeczy, od których uwolnienie się daje niesłychane poczucie wolności. I jeszcze bezpłatny pokój jednoosobowy, jedna w nim noc za cztery nierymowane linijki, a za rymowane dwie. Tak, jutro napiszę pierwszy poważny wiersz, za który zjem i prześpię się za nic.

wtorek, 9 października 2012

Rzucam

bo robota to głupota, a picie to życie, życie, które boli jak nic czyli nic nie boli tak jak życie, jak śpiewała Budka Suflera, ale że słowa tej piosenki przyćmiła sława takiego tanga, to nikt jeszcze nie zdążył się skupić na jej sensie i tylko ja wyprzedzam epokę, rozumiem i rzucam za siebie i słychać jeno tłuczone szkło i pisk poranionego kundla. 
W sumie chodzi o to, że jeszcze nie przyłożyć ręki do szkła, już zjawiają się deszcz albo służby, które za wszelką cenę chcą wiedzieć co studiuję, a to co studiuję, okazuje się doskonałym argumentem do zmniejszenia bądź umorzenia kary, przez co normalny człowiek popada w depresję, ale ja mam czeskie podejście do nic nie boli tak jak życie, więc..
Deszcz albo służby lubią wiedzieć co mam w kieszeniach, co mam pod spodniami, co w kapturze, co w torbie, wszędzie gdzie co mam gdy mam przy sobie. Ale okazuje się, że nie mam, a im bardziej nie mam, tym oni bardziej szukają. Szukać jest słowem czeskim i ono może odzwierciedlać stosunek do całej sytuacji.
Szukam, więc jestem, chciałoby się rzec, ale jest jeszcze rzucam i rzucam żeby być i żeby szukać. I to jak na razie tyle. Hej!

czwartek, 4 października 2012

Notka na nowy rok szkolny

Dziś zaczęła się szkoła. Szkoła, która miała być niczym ciasna brama, przez która przeciskają się nieliczni, a liczni idą szeroką ku własnej zgubie. Ale oto stoi ta ciasna brama, a dookoła nie ma ogrodzenia, tylko fundament i słupki, więc tylko idiota będzie się przepychał przez bramy wrota.
Na wszelki wypadek badają mnie służby porządności tego miasta. Zaglądają do mojej torby czy nie mam proszków między wierszami, grzebią po kieszeniach czy nie mam kluczy do krainy umarłych, przeczesują włosy w poszukiwaniu pcheł, pszczół, wesz czy nawet całego psa. Pies goni psa tralala tralala. 
Przetrzebionego doprowadzają pod drzwi katedry. Z kruchty wychylają się najpierw kołatki, dzwonki i wreszcie wychodzi sam biskup, mówi, że nie ma dziś żadnych nabożeństw, bowiem środa zaskoczyła go jak nigdy przedtem i on jest przezaskoczony i przedziśniemoże, ale obiecuje się pomodlić, by pchły, pszczoły, wszy, psy weszły wraz z właścicielem do raju. 
Panowie policjantowie czają się za rogiem z czerwonych cegieł i każda próba skosztowania wiersza z głębi torby może skończyć się powaleniem na ziemię, biciem głową o bruk i wyzywaniem od rzodkiewek oraz buraków tak, że moc truchleje. 
Dziś jednak nie mam ze sobą żadnych wierszy. Przybywam czysty i spoglądam w górę. Bo szkoła to prysznic. Prysznic, na który już dawno winno się zesłać potop.