piątek, 19 kwietnia 2013

jedenaście godzin

snu nie gwarantuje wyspania. Pozór goni pozór. Może z wyjątkiem tego, że ludzie mówią dużo i monotonnie. Monotonność jest może w owej wielości słów, a może jest tak, że każde jedno słowo tych ludzi niesie silny ładunek monotonii i właściwie nie trzeba wiele, by zanudzić człowieka na śmierć. A może to tylko złudzenie. W żadnym wypadku nie rozpływają się oni w szarzyźnie swojej mowy, mówią krótko, zwięźle i do rzeczy, a jedenasta godzina snu tylko osłabiła zdolności percepcyjne i bystrość umysłu. 
Nie. Sen jest kolorowy. Na dowód tego mogą posłużyć pomarańczowy koc i zielona poduszka, których zapomniałem zabrać z błękitnego miasta, ale kiedy się przebudziłem, zielona poduszka i pomarańczowy koc były przy mnie. Nie było natomiast błękitnego miasta. Byli za to ludzie z ich potokiem słownym, którzy w swoich słowach rozpływali się w szarym jogurcie codzienności. Ich głosy nie ustają. Nie słychać ich tylko wtedy, gdy dźwięk silnika ruszającego żółtego autobusu przybiera na sile. Żółty autobus niestety nijak się ma do pomarańczowego koca w błękitnym mieście.

czwartek, 18 kwietnia 2013

Dziś wstałem przed ptakami

Dziś wstałem przed ptakami. Tak, ptaki jeszcze nie śpiewały kiedy wstałem. Dopiero potem. Kiedy piłem kawę. To jest taka pora dnia, kiedy nie czujesz smaku kawy. Słyszysz za to śpiew ptaków. 
Dziś wstałem przed ptakami, więc powinienem teraz spać. Ale spać nie mogę. Bo wiosna. Wiosna wszystko budzi, wszystko przez całą dobę. No to ptaki śpiewają.
Właściwie wcale nie kładłbym się spać, nie! Poszedłbym chodzić po łąkach i torach między łąkami, rozglądać się wokół i wyglądać ptaków. Śpiew ptaków zasypiałby tylko w huku przejeżdżających wagonów, które też jakże przebudzone, roztrzęsione po długiej zimie. Potem ptaki znów budziłyby się pośród łąk, pośród łąk nie spałbym i ja.

sobota, 13 kwietnia 2013

Dziś jechałem piętrowym

pociągiem! Jak tylko zobaczyłem, że jedzie, zacząłem biec, mało sobie nóg nie połamawszy. Tak, byłem gotów rzucić wszystko, żeby tylko przejechać się piętrowym pociągiem!
No to wchodzę i daję na ostatnie piętro, ale się rozczarowuję, bo na ostatnie piętro już wcześniej dali wszyscy i wszyscy, to jest ludzie, futra i torby torebki siedzą sobie wygodnie na samej górze, na zielonych fotelach i przypomina mi to wszystko piętrowe pociągi w Niemczech, ino siedzenia są tam czerwone i futra się tak gościć nie nawykły. A i widoki za oknem... z resztą nie ważne!
Idę na dół, do wagonowej piwnicy. Zajmuję miejsce obok pana, który śpi oparty głową o szybę i marnuje dobrą miejscówkę do obserwacji przyrody. Między bicepsem śpiącego pana, a jego nosem widać kolejne podperonia, kiedy to raczymy się pozatrzymywać na naszych przystankach. W wagonowej piwnicy jest ciemno i wilgotno, dlatego pan śpi, a ja nie, choć chce mi się nie mniej. Trzeba czuwać!
Zza pleców wyłania się konduktor. Nie mówi czego chce, ale wiadomo. Sprawdza. Ale śpiącego pana nie sprawdza, a jeśli nie sprawdza, to z pewnością dyskryminuje. Do małej dziewczynki mówi "legitymacja!". Mała dziewczynka niezrażona bezczelnym mianownikiem daje mu. Wjeżdżają w tunel. Najpierw oni, są wszak bliżej lokomotywy. Potem ja - bo jestem dalej. Teraz konduktor mknie przez cały wagon w zupełnej ciemności, bo musi zdążyć do drzwi nim pociąg wtoczy się na dworzec. Myślę podstawić mu nogę. Zabić za dyskryminację. Zabić za legitymację. Zabić, zabić! Myślę, ale znam na tyle życie, żeby nie wątpić, że gdy już konduktor dokona żywota na ciemnej podłodze piwnicy wagonu, śpiący przy oknie pan przebudzi się, i powie, że ma mnie ptaszku i że jest z tajnych służb konduktorskich, a ja nie mam prawa, to znaczy mam prawo do adwokata i tak dalej.
I tak konduktor przeżywa, małolata daje, a śpioch śpi dalej w tunelu swojej szarej egzystencji, na najniższym poziomie, a ja czekam aż urośnie mi taka noga na pół wagonu, żeby w razie czego nie było na mnie.

wtorek, 9 kwietnia 2013

Horoskop na środę, 10 kwietnia

Bliźnięta: w tym dniu będziecie bardziej podenerwowane niż we wtorek i czwartek, możliwe spięcia na tle światopoglądowym z innymi Bliźniętami, dlatego starajcie się kontrolować wasze emocje i powściągać skołatane nerwy. Unikajcie wychodzenia z domu i zbliżania się do centrów miast, a jeśli już musicie gdzieś wyjść, najlepiej wybierzcie się w odstresowującą wycieczkę po lesie w towarzystwie kogoś spod znaku Strzelca. Unikajcie telewizji i rozmów ze Skorpionami i Koziorożcami - w tym dniu mogą być niezwykle kąśliwe, jednak nie tak kąśliwe jak w tym dniu będą Bliźnięta, dlatego jeśli już musisz rozmawiać z kimś z tej trójki, wybierz Skorpiona, bo on kąsa najmniej.
W miłości spoko. 
W miłości do ojczyzny nieco gorzej.
W pracy również spoko o ile twój szef nie jest spod znaku Bliźniąt, Koziorożca czy też Skorpiona. Mogą wystąpić spięcia z innymi pracownikami spod innych znaków, jednak współpracownicy o najbardziej odmiennych poglądach będą wtedy nieobecni, gdyż przebywać będą tam, gdzie cała chmara nieucywilizowanych i niewyżytych Bliźniąt ujeżdżać będzie stado nieokiełznanych Koziorożców lub też odwrotnie. Do walki mogą także wkroczyć Lwy, ale twoja hardość, siła ducha i niemożność wyprowadzenia ciebie z równowagi, pozwolą ci nie odejść od zmysłów.
W przyjaźni bez zmian. Wybierz się z Rybami na łódkę na wódkę, bo jak powszechnie wiadomo - lubią pływać. Możesz też wybrać wersję light - piwo z Bykami, które przeważnie pozbawione są jakiegokolwiek światopoglądu, ale mają jednakowoż inne walory, jak np. znajomość z Wodnikiem, który zawsze chętnie zaprosi na domówkę na trzydniową imprezę (od środy do niedzieli), na którą zaprasza się co roztropniejsze Bliźnięta, Ryby, Byki, Bycze Ryby, Panny, Syreny, Strzelce oraz Strzelców, a także Raka - brata Skorpiona i góra jednego samego Skorpiona, który, co wiadomo nie od dziś, wszystkim stawia!

poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Umrę

umrzesz, umrze, (...) umrą - odmieniamy sobie we wszystkie strony i wydaje się, że czasownik umrzeć bardzo dobrze wpisuje się w stan ducha po tym jak znowu na jakiś czas umarły wakacje. Teraz po tym jak umarły wakacje (na jakiś czas rzecz jasna, bo wakacje mają to do siebie, że co jakiś czas zmartwychwstają), dmuchany gumowy materac leży w kącie i swobodnie sobie flaczeje. Jednak lada moment poczuje przypływ powietrza, bo już niedługo samolotowe święta, samolotowe pochody, samolotowe wraki-flaki i my obaj, dmuchany gumowy materac i ja, będziemy nad tym wszystkim latać, bo przecież żeby zrobić coś w tej mieścinie trzeba mieć dmuchany gumowy materac, bądź też umrzeć i przemieszczać się jako duch po dachach czy to kanałach. Póki co leżymy. Leżymy i flaczejemy w rogu. W ciemnym, najciemniejszym rogu flaczejemy! A jak sflaczejemy to będziemy przypominać duchy. A duchy straszą jak powszechnie wiadomo. Tak więc ostrzegamy! Ostrzegamy bardzo.

środa, 3 kwietnia 2013

W drogę!

Dzień dobry,
właśnie siedzę na kanapie i patrzę na mój gumowy dmuchany materac. Mój gumowy dmuchany materac właśnie się dmucha, jest w stanie permanentnego nadmuchiwania i świata poza tym weń wdmuchiwanego nie widzi. Patrzę na ten mój nadmuchujący się materac, który z każdą sekundą staje się coraz mniej sflaczały a nabiera przy tym wypukłości, kolorów i połysku! Tak, dzisiaj wyruszamy w długą podróż i polecimy może nawet dalej niż na lotnisko na starym rynku głównym w szarym, odległym Elblągu. Tak, dmuchany gumowy materac bardzo lubi Elbląg, a i Elbląg bardzo lubi dmuchany gumowy materac. Ale dziś polecimy gdzieś znacznie dalej, może nawet ujrzymy brzeg morza, który dziś zapewne pokrywa lód bądź chociaż jaka kra. Mój mały gumowy materac nie boi się lodu, ma przecież delikatne łapki, a gdy trzeba, wysuwa swe błony i inne gadżety pływne. Większym zagrożeniem są ostre krańce kier. Tych mój mały gumowy materac troszkę się boi, dlatego niekiedy podczas lotu muszę na chwilę odetkać tubkę, przez którą zazwyczaj wdmuchujemy mu powietrze i dolać tam magicznego płynu, który potrafi dodać odwagi. Wiem, trochę ryzykujemy swoimi życiami, ale czym byłoby życie bez odrobiny ryzyka!
O, chyba już się napompował! A zatem w drogę mój gumowy dmuchany materacu!

wtorek, 2 kwietnia 2013

Nakarmiłbym ptaki

Śnieg na chodnikach skuli jacyś ludzie. Nie muszę więc odśnieżać, choć przecież wróciłem do miasta gdzie usuwanie śniegu nie jest moją działką. I pomyśleć, że jeszcze wczoraj odśnieżałem wjazd, z którego skorzystałem raz jeno, i który pewnie na powrót zasypie jeśli nie dziś to na pewno jutro, kiedy front znad Włoch zasypie Rumunię, ciebie i mnie. W dodatku odśnieżanie tam przyspiesza bieg krwi. Myślę, że odśnieżanie tu paraliżuje w mgnieniu oka całe ciało.
Stojąc na przejściu, spycham śnieżne kule z krawężnika wprost do czarnych kałuż. Niech toną. W tym mieście wszystko staje się czarno-białe. Zwłaszcza ludzie. Ale jutro już mnie tutaj nie będzie. Z chęcią nakarmiłbym ptaki.

poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Porządkuję moje małe

Kastelgandolfo i odśnieżam, bo mi na biało zapadało i doskonale się w tych pracach odnajduję. Ziarenek nasypać ptaszkom do domku i słoninkę przybić. Drzewka zabezpieczyć przed mrówkami i wydeptać ścieżki w ogródku zanim wyrośnie trawa. Witać się co świt z bażantem wdzięczącym się zza płotu i zapraszać kota do kuchni na miskę mleka i granulki. Poza tym planować gdzie posadzić drzewka, kwiatki, krzaczki gdy tylko śniegi zelżeją, bądź czego nie sadzić, nie hodować, nie siać, bo sieje się, hoduje nie teraz, ale się sieje, sieje się, hoduje, sadzi kiedy indziej, bo to tak a nie inaczej! Ponadto pomagać śniegowi spadać z dachu i patrzyć czy dym z komina unosi się bez zakłóceń. Trochę jak przepis na święty spokój - chyba w to wchodzę!