piątek, 20 czerwca 2014

A sklepienie tunelu

było niezwykłe! Nie pierwszy raz szedł owym tunelem, ale po raz pierwszy zatrzymał się na chwilę, by spojrzeć w górę. Czarne sklepienie, do których nie docierało wątłe oświetlenie tunelu podtrzymywane było drewnianymi belkami, których rozmieszczenie kiedyś musiało być dosyć regularne, jednak z czasem belki, wydaje się, musiały się poprzemieszczać, gdyż pod sklepieniem zapanował niezły chaos. Między belkami widział jeszcze ciemne przestrzenie, w których nie dało się dojrzeć niczego więcej. A więc tunel przed zawaleniem podtrzymywały drewniane, nadpróchniałe belki, którym przyszło leżeć jak która chce i jak się której podoba. I to miasto, to centrum miasta, które było na powierzchni również miało opierać się na drewnianych belkach. Gdyby nie one, w tunelu mogłoby być wszystko - jezdnia, samochody, chodniki, ludzie, tory już nie tylko kolejowe, ale także tramwajowe i rzecz jasna same tramwaje, przydrożne drzewa, dom partii oraz pewne egzotyczne drzewko. Póki co jest tunel, są drewniane belki, półświatło, cisza i spokój. A z drewnianych belek wystawały haczyki, na których zawieszone były druty wysokiego napięcia. Poza tym wszędzie ta rdza, która zostaje na butach do trzeciego dnia. Wiedział, że nie może długo stać i tak trwać w zachwycie, w końcu w każdej chwili mógł nadjechać pociąg i przejechać i jego, i ten cały jego zachwyt, a w dodatku stare tory kolejowe nie syczą na długo przed nadjechaniem pociągu, toteż wielkość ryzyka była odwrotnie proporcjonalna do refleksu, jaki wykazuje człowiek po całym dniu ciężkiej pracy, z której niczym górnik powraca tunelem, byle tylko zdążyć na autobus i wrócić czym prędzej do domu gdzie czeka stęskniony i wygłodniały pies. Dlatego przyspieszył kroku, a gdy znalazł się na ostatniej prostej, ujrzał z daleka szczupłe sylwetki funkcjonariuszy zbliżające się do krawędzi peronu. Na peronie musiał okazać dokumenty i zawartość torby, z której buchnął smród przepoconego munduru robotnika, który dla kolejowego strażaka okazał się tylko bączkiem puszczonym przez szczeniaka. Porażony mocnymi światłami dworca nie miał siły dyskutować. Usłyszał tylko coś o karze w wysokości pięciuset złotych i wiedział już, że nie kupi sobie i swojej rodzinie wymarzonej serii dzieł zebranych Steinbecka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz