środa, 1 października 2014

Jej głos

Po licznych zawirowaniach autobusowo kolejowych, po doświadczeniu zniknięcia trzech pociągów i pół godzinie spędzonej na zimnym i szarym dworcu, na którym całe moje jestestwo zajmowali panowie utwardzający grunt pod nowy nasyp i nowe tory poprzedzone specjalną siatką o nieznanej mi bliżej funkcji, znalazłem się na trzecim peronie Dworca Centralnego, gdzie spotkał mnie mój ulubiony głos pani zapowiadającej przyjazdy, odjazdy, opóźnienia, odwołania pociągów i Bóg jeden wie co jeszcze. A głos to niesamowity! Wręcz niebiański, aksamitny, piękny, zmysłowy i przy tym jeszcze niezwykle przyjazny. I gdyby ten głos jak gdyby z innego świata po ośmiu godzinach pracy, nie odwracał się na swoim obrotowym krześle, nie zakładał płaszcza, nie zarzucał na ramię swojej skórzanej torebki i nie wychodził lekko potrzaskując drzwiami, wydaje się, iż mógłbyś spędzić życie słuchając głosu pani, której każde słowo, choć wymawiane z niezwykłym spokojem i wewnętrznym optymizmem, nosi w sobie silnie przyciągające coś. Nawet każda jej pauza wstawiana zwykle po nieszczęśliwie nietrafnie wymyślonej przez mózgi kolejowe nazwie przenosi do innego wymiaru. Gałczyński, Matejko, Korczak, Bydgosia - tak wymienia całą tę naszą klasę, coś jakby obgadywanie znajomych z liceum, leżąc w jednym łóżku. Każdy numer peronu, każdy numer toru, każdy numer sektora podaje z niezwykłą pieczołowitością i roznamiętnieniem. Nawet opóźnienia przemienia w swego rodzaju dopust, mówi że jeszcze przez dziesięć minut będziemy na siebie skazani, ale to wszystko może ulec zmianie, za co uprzejmie przeprasza. I właśnie w tych przeprosinach tkwi zajadła ironia, bo przecież nie chcesz się stąd ruszać i nawet jak nigdzie nie wyruszasz, jesteś tylko marnym przechodniem, jedziesz w górę schodami ruchomymi i nawet nie wiesz kiedy robisz w tył zwrot i kroczysz pod prąd, kroczysz ku dołowi schodami jadącymi pod górę i słyszysz jej głos i chcesz do niego coraz bardziej i bardziej, i dopiero gdy się kończy zmiana, żmudne osiem godzin pochylania się nad mikrofonem i wyliczania pociągów, peronów, torów, sektorów, godzin i minut, słyszysz nową kobietę z innej zmiany z nieporadnym angielskim, niemieckim, rosyjskim, z gardłem przepalonym papierosami i czerwoną kartką, zatrzymujesz się i jak uderzony obuchem w głowę jedziesz tyłem do przodu. Bezlitosne elewatory wcinają cię między swoje zęby i tak spłaszczony lądujesz na powrót na dole, pod same jej stopy, bo właśnie wraca z pracy przez zatęchły dworzec, a w tle słychać szczęk żelaza.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz