czwartek, 25 sierpnia 2011

„Za Twoim przewodem
złączym się z narodem”
 
autor nieznany, ale melodia znana


- A więc dla mnie... – nie, jest zbyt słabo wykształcona i nazbyt mało płynącej z wrodzonej inteligencji złośliwości ma w sobie, by na przekór wszystkim zaczynać zdanie od awięca.
- poproszę... – nie! To też nie! To nie dziewiętnastowieczna Francja! Tu się nie poprasza! Choć sentencja „poproszę o zwrot pieniędzy” brzmi całkiem naturalnie, może nawet jak gdyby pojawiła się przed historią języka, przed słowami Bogurodzicy. Czuję naturalność tego zdania, czuję bo sam używam – używam, więc wiem i to jest doświadczenie, a jak wiadomo, tutaj tylko człowiek doświadczony może wypowiadać się w danej kwestii. Inna sprawa, doświadczeni i doświadczani jesteśmy wszyscy. Nikt nie snuje domysłów, przewidywań, a potem dopiero jest, że samolot wleciał do lasu...
No więc nie używa awięca ani poprosza. Wali z grubej rury przez wąskie okienko zaspanego i jeszcze nierozziewanego kiosku. Nasz dziennik, Fakt, Super express, Życie na gorąco i jeszcze jeden tytuł, który trudno sobie przypomnieć, bo nawet najcięższy umysł nie spamięta takiego ładunku łacińskich nazw źródeł, z których bije potężny intelekt; źródeł, które nigdy nie wygasną, jak nie wygasa takie coś na g.... Płaci i odchodzi. Idzie. On kroczy za nią.
- pani mi da, pani mi da! – woła za nią.
- pan chyba oszalał, rozmawia pan z damą!
- nie, nie o to mi chodzi, pani mi da... poczytać!

O szóstej dwadzieścia jeden łączę się z narodem w pociągu do Żyrardowa. Niestety poczyniłem obserwację, iż sam zacząłem się ścigać z peronowymi staczami, kto pierwszy wejdzie do wagonu i skręciwszy w jedną ze stron, zajmie miejsce przy oknie. Dziś wygrywam ja, ale zastanawia mnie, dlaczego wszyscy wchodzący do wagonu razem ze mną skręcają zawsze na prawo. Po chwili jednak uświadamiam sobie, że tylko ja, stacz z peronu trzeciego skręcam na prawo. Ci z peronu drugiego zawsze skręcają na lewo.
Jadę zatem z lewymi robotnikami, w nadziei, że odkryje się przede mną jakiś nowy język, a jeśli nie język, to nowe zwroty, albo chociaż wyrazy. Ale nie, codziennie to samo. Niedawno pytano mnie skąd mamy przekleństwa w języku polskim i czy z rosyjskiego. I nawet jeśli wydaje się, że ruscy wymyślili chuja, to w tym samym czasie, zupełnie niezależnie, taki sam chuj powstawał w pociągu do Grodziska. Z resztą chuj chujowi nierówny, nasz lepszy bo przypomina przeciętny polski pociąg – jak stanie, to stoi!

Tramwajem jeżdżę bo już nie mogę metrem. W metrze również trwają zawody o to kto szybciej wpakuje się do wagonu. Na stacji Centrum wyścigi są szczególne, bo kto pierwszy wejdzie do wagonu, może oprzeć się o drzwi i tak opartym jechać do ostatniej stacji (kierunek Kabaty), bo otwierać się będą tylko te z naprzeciwka. No to kto pierwszy wparuje do wagonu, staje w wejściu i wydaje się, osiągnął najwyższy stan szczęśliwości.
W tramwaju siedzieć nie ma gdzie. Opierać się też nie bardzo. Jedna dziewczynka w czarnym, o słuchawkach w uszach, wisi na żółtej rurce i buja się w rytm muzyki jakiegoś Mozarta. Niebezpiecznie mruży oczęta i albo zaraz odleci, albo zwymiotuje na szczęśliwie rozsiadłego pasażera. Inna dziewczynka, opartą będąc, wystaje na końcu tramwaju czytając darmową gazetką. Z nią wszystko w porządku. Dopiero na przedostatnim przystanku obie jak gdyby na raz zauważają siebie i przystępują do czułej rozmowy. A więc gazeta, słuchawki i zamknięte oczy, czy dwa metry odległości między sylwetkami, to nie była próba niezauważenia jedna drugiej, toteż opowieść kończy się dobrze, bowiem zwyciężyła przyjaźń.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz