poniedziałek, 8 lipca 2013

A mój Bartuś czeka na mnie na skwerku

A mój Bartuś czeka na mnie na skwerku - przez telefon woła do Ani dziewczyna o czarnych włosach i czarnych dresach, uradowana że autobus nocny wreszcie ruszył w trasę. Zanim autobus rusza w trasę rozmawia przez telefon z Bartusiem, któremu dziesięć minut po wyruszeniu autobusu z pętli, padnie w ramiona. Ona w każdym razie wraca ze spotkania z dzieckiem i ojcem swojego dziecka. Bartuś cierpliwie wysłuchuje, że było źle. A było. To się musiało rozpaść. Podobno wszystko przez mecze, które wolał, tak, ach jak on wolał mecze. Ostatnie słowa jakie rzuciła ojcu swego dziecka, to: słyszałam, że Legia wygrała. 
Legia, moja jedyna konkurentka, z którą przegrałam - mówi do Bartusia i padłaby mu w ramiona, gdyby nie to, że Bartuś w sąsiedniej tkwi dzielnicy. Bartuś cierpliwy jest, uważnie słucha, pociesza. Lecz nagle autobus rusza. Stary to Ikarus, więc przykłada słuchawkę do serca starego Ikara i pozwala Bartusiowi nasłuchiwać odgłosów startującej maszyny. Dzięki temu rozpozna wraz z nią nadjeżdżający autobus już na pięć minut przed dotarciem na skwerek. Ale muszą kończyć. Autobus przecież rusza, a on musi wychodzić. Wychodzić na skwerek, gdzie są umówieni.
Telefon odbiera Ania i jadą tak razem do Bartusia co czeka na skwerku. Mówią niewyraźnie i górne wargi zawadzają im o dolne albo odwrotnie. Trochę się przy tym ślinią, więc zamiast iść na spotkanie Bartka, mogą śmiało dołączyć do reprezentacji Polski w tenisie ziemnym. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz