poniedziałek, 15 lipca 2013

Tunel, kawa i szatan.

Jedna z główniejszych, ważniejszych i bardziej środkowych stacji metra stała się poniekąd ostatnią, nie jest to żadna rewelacja, może jakiś lekki powiew czegoś nowego, dla mnie wyzwanie i przygoda, bo oto zaglądam za kulisy maszynisterki w metrze warszawskim, a właściwie, kulisy owe same ładują mi się do oczu, toteż nie omieszkam od czasu do czasu utrzymać na nich swojego wzroku. 
Działa to wszystko tak, że kiedy pociąg dojeżdża do od niedawna ostatniej stacji, panowie maszyniści czekają na siebie na peronie, zmieniają się w sobie tylko wiadomym trybie i zaraz pociąg, który jechał do przodu, jedzie do tyłu, choć żaden z panów z przodu nie zdążył jeszcze dobiec na koniec, więc może być, że metro warszawskie ma patent na teleport albo czary, które są całkiem prawdopodobne, bo jak powszechnie wiadomo, im głębiej w ziemię, tym bliżej mocy piekielnych.
Sam widziałem pana maszynistę, który razem z kubkiem kawy wyskoczył ze sterowni, potem wmieszał się w tłum i zniknął. Sekundę po jego zniknięciu pociąg rusza, a ja nie mogę wyjść z podziwu i też tak chcę, chcę być maszynistą w metrze warszawskim i przeżywać teleporty za pieniądze! Chętnie też pozaparzam sobie na postoju czarną jak tunel kawę i schowam się przed miejskimi upałami, by nocą wyjść na światło dzienne i pójść spokojnie spać. Tylko czy do tego naprawdę były potrzebne studia filologiczne?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz