piątek, 21 marca 2014

Spowiedź szaleńców

- a więc mówi pan, że został pan świrem...
- dokładnie tak się stało
- a kiedy mniej więcej?
- wczoraj
- i w jakich okolicznościach?
- jechałem pociągiem, wie pan, miałem wrażenie, że to jedna z ostatnich moich podróży koleją w czasie pokoju i następny raz może już być, kiedy to odzianego w mundur wepchną mnie do wagonu towarowego i wyślą na front i przez osiem godzin nie będzie nic widać i nie będzie gdzie zrobić siku-kupy, więc chciałem bardzo wsłuchać się w rozmowy pasażerów, ostatnie rozmowy ludzi cywilizowanych, nie skażonych agresją ani niczym takim...
- i o czym były te rozmowy?
- o Madagaskarze.
- o Madagaskarze?
- o Madagaskarze i Piotrusiu Panu. 
- co pan powie...
- pan myśli, że ci ludzie tam chcą czy coś, ale nie. To są przedszkola. Nazwy przedszkoli. W jednym z nich, na, a właściwie w Madagaskarze kobieta, pani przedszkolanka w sensie ma depresję, toteż nie uczy dzieci piosenek, sama nie śpiewa, nie bawi, nie uczy i to się proszę pana przenosi na dzieci, a dzieci wiadomo czują cierpią i rośnie nam taki schorowany, nieczuły, zimny naród, nie sądzi pan?
I właśnie pani, która zwierzała się jej z przeżyć z Madagaskaru, z przeżyć swego dziecka rzecz jasna postanowiła porozmawiać z przedszkolanką, a w gruncie rzeczy wpędzić ją w tym jeszcze większa depresję, po czym zabrać swoją pociechę, przez co zapewne zrujnowała przedszkole finansowo, a bezrobotna przedszkolanka wpadła w jeszcze większą depresję, i ostatecznie owa matka osadziła swojego potomka w Piotrusiu Panie.
- niesamowite
- a słyszał pan, że jeden z autorów Piotrusia odebrał sobie życie?
- co pan powie?
- no naprawdę!
- czemu, co nim kierowało?
- nie wiem, to pan jest psychiatra, powinien pan to wiedzieć! 
Ale nieważne. Myślę, że to znaki czasu. Kobiety nie potrafią się zajmować dziećmi, a tu jeszcze chcą zdrowych, silnych mężów na front posłać. Słyszał pan o tych tajnych, cichych mobilizacjach?
- coś tam
- pan jest lekarzem, więc pan jest spokojny, ale ja proszę pana jestem obywatelem kategorii A, bez planu B, na łasce witaminy C, myślący o realiach, że są do D itepe itede
- myślę, że nie powinien pan podsycać w sobie apokaliptycznych wizji
- myślę, że człowiek na wszystko winien być przygotowany. Wie pan, postanowiłem zostać świrem?
- czym?
- no świrem! Świrem, czubkiem, wariatem, baranim łbem, ciołkiem, kretynem, cymbałem, matołem, tępakiem, szajbusem, trepem, tumanem, a w wolnych chwilach ciamcią-ramcią i amatorem kwaśnych jabłek!
- nie do wiary!
- a może zna pan na to jakieś łacińskie określenie?
- Na Boga! Po co ono panu?!!
- bo łacina to łacina. Z łaciną jest medycznie i profesjonalnie, a w dodatku internacjonalnie, co na wypadek wojny bardzo się może przydać!
- myśli pan, że zaborca, że ten wschodni zaborca rozumie łacinę?
- a ja wiem? Ja jestem świr. To pan się zna!
- ja się znam, a pan chce być świr, bo nie chce pan na wojnę tak?
- chcę do kwaśnych jabłek!
- zajmie się pan sadownictwem.
- złapią mnie przy pierwszej lepszej czystce sadu.
- nie złapią. Powiem panu, trzeba tylko trochę sprytu i zwinności. Chyba, ze wycinka... Słyszał pan kiedyś szelest liści?
- chyba...
- wspaniale! To jak pan jest w tym sadzie i delektuje się kwaśnymi jabłkami i słyszy pan szelest liści to znaczy, że ktoś idzie. Rozumie pan?
- mniej więcej.
- to jak pan słyszy, to pan natychmiast rzuca wszystko i czmycha do dziupli! 
- i tam mnie nikt nie znajdzie?
- nawet podmuch atomowy!
- pan jest taki mądry, skąd pan to wszystko wie?
- tak się składa, że codziennie ćwiczę
- wskakiwanie do dziupli?
- dokładnie
- ale po co?
- od dzieciństwa mówią, że jestem ptasi móżdżek
- czyli z natury mieszka pan w dziupli
- nie jest pan taki w ciemię bity jak bity jest amator kwaśnych jabłek
- cała przyjemność po mojej stronie
- w czasie wojny przyda się panu i to
- o ile nie zaciągną mnie do armii
- nie zaciągną
- a jak zaciągną?
- to pan pójdzie
- to mnie zabiją
- nie zabiją
- jak to?
- normalnie. 
- łatwo powiedzieć... normalnie...
- no normalnie! W drodze na front, między pociągiem a frontem, między młotem a kowadłem jest las. To jak pan ten las zobaczy, to będzie w nim parę drzew.
- będę mógł sobie wybrać?
- naturalnie!
- i co jak sobie wybiorę?
- spogląda pan spode łba czy nikt nie patrzy i czmycha!
- do dziupli?
- tak?
- i co potem?
- siedzi pan
- jak długo?
- do końca
- do końca czego?
- wojny!
- doskonale. To lecę!
- proszę na siebie uważać!
- chciałbym pana uściskać, ale wie pan, te jabłka...
- że kwaśne? 
- no...
- proszę się nie przejmować. Proszę potraktować to jako dodatkowy oręż w walce.
- jak na ptasi móżdżek, to nie wypadł pan sroce spod ogona.
- to nie była sroka
- coś większego, rozumiem, pogadamy po wojnie, żegna pan
- i pan żegna i do zobaczenia i smakowitych jabłek!
- spasiba, spasiba, i wam!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz