piątek, 16 maja 2014

Nadsenność

Jadę. Do domu jadę, bo czuję senność, senność postępującą z prędkością niebywałą i nie zważającą na moje zdanie. Poza tym pada. O tym jak pada nie warto nawet pisać. Widzę jak pada, widzisz jak pada. Pada jak widzisz, a jak nie widzisz, nie jesteś Polakiem i kropka i orzełek odwrócił się do ciebie tyłem, to znaczy widzisz reszkę. I reszka pada. I ja padam, ale twardo jadę. Zarwałem noc. Wiesz, o trzeciej nad ranem zabrałem zwierzęta w składzie kot, chomik i świnka morska i ruszyliśmy na wycieczkę po Mokotowie. Bardzo chciałem pokazać im Mokotów, ponieważ raz, że w nazwie dzielnicy zawiera się nazwa jednego ze zwierząt z wymienionego składu, dwa, że jeszcze wczoraj za dnia, gdy było ciepło, prawie dwadzieścia stopni, lekki zefirek i słońce na niebie, latałem w tiszercie po dzielnicy i tak mi się spodobało, bo spodobało mi się naprawdę bardzo, szczególnie podobało mi się jak ktoś wyprowadził się z psem na forty, pomiędzy drzewa i czerwoną cegłę, aby wspominać tych, którzy bronili nas przed złym najeźdźcą i oddali życie albo i nie.
Dziś złym najeźdźcą jest zmęczenie po nieprzespanej nocy, a cena którą płacę za to, że wpadłem nocą do kuchni, do swoich zwierzątek i krzyknąwszy "chłopaki, dawać! Idziemy na spacer!" trzasnąłem lekko drzwiami i jeszcze kot nie merdnął ogonem a już wybudzaliśmy ze snu kaczki w parku. Myślisz, że nie mówi się do zwierząt per chłopaki, ale to sami mężczyźni. Po zmroku oddają się z resztą pederastii. W sumie bardziej chomik i świnka. Kot w tym miesiącu ma wolne. Raczej rozmyśla dniem i nocą, i lada dzień powinien stworzyć jakiś kodeks moralny dla reszty. Wszyscy jesteśmy przecież za prokreacją i dobrze by było ujrzeć kiedyś owoc spotkania świnki z chomikiem czyli węża.
Nad ranem kiedy zwierzęta poszły spać, udałem się do centrum na kawę. Kawa domowa oczywiście wyżłopana nim jeszcze otworzono worek. Piłem małą czarną, choć należałoby dużą, z początku spokojnie, a następnie w coraz większym napięciu, gdyż jak powszechnie wiadomo, osad na dnie filiżanki układa się w swoistą wróżbę, którą jeśli tylko oglądało się Ostry Dyżur, można z dużym prawdopodobieństwem zinterpretować właściwie. No to jest tak, że jak osad ułoży się na dnie w linię łamaną, po wypiciu owej kawy, będziesz żyć. A jak w prostą to nie. No to mam prostą. Pognałem więc jak rażony prądem do tramwaju, bo bardzo chciałem umrzeć w domu. Tramwaj, chciałem, aby wszystkie światła miał zielone, ale to było błędnie sformułowane życzenie, bo przecież tramwaje nie widzą kolorów i mają pałeczki i kropeczki, pijany znak dzielenia i dwa minusy, tylko, ze każdy z minusów jakoś inaczej jest zorientowany. Co skrzyżowanie mój tramwaj otrzymywał minus zorientowany tradycyjnie, horyzontalnie, w pozycji leżąco-flaczejącej i lata trzeba było czekać, żeby pałeczka w mgnieniu oka przekręciła się o dziewięćdziesiąt stopni, do pozycji wertykalnej, stojąco-wzywająco-wskazującej, co czynić dalej, a dalej należało jechać, bo stojąca pałeczka mówi motorniczce: "jedziesz mała!".
Jest też para na szybie, którą na wszelki wypadek odgarniam, by w razie gdyby w tramwaj uderzyć miał spadający meteoryt, samolot, budynek czy cuś, widzieć zbliżający się obiekt i szybko ukryć się pod siedzeniem. Odgarniam parę i mam mnóstwo brudu na rękach. Być może więcej brudu niż wszystkie rządy wszystkich erpe zebrane do kupy. Powtarzam - do kupy! Nie wiem z resztą czyj brud zgarnąłem z szyby, czyj wydech, opary, wyziew czyjego żołądka. Czy mam na rękach jakiś wyziew indywidualny? A może kolektywny? Czy para gromadzi się na szybie i tworzy jakąś autonomię, a może miesza się z innymi parami i razem idą do nieba czwórkami? Próbuję rozwiązać kwestię pary, lecz senność postępuje i czuję jak opada klapka tubki bystrości i inteligencji. Opada jest słowem kluczem. O, pada. Opadła. Zapominam pisać. Śpię. Dobranoc. Zzzzzz

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz