środa, 29 grudnia 2010

3. Drugie piętro, pierwsze okno od prawej - to samo co ostatnio.

Od pierwszego dnia mieszkania w tym pokoju był bardzo spokojnym, niepozornym człowiekiem. To on zaprotestował przeciwko zerwaniu zasłon w kwiaty. Prawdziwy romantyk! Pod osłoną nocy kradnie piach ze skrzynki przeciwpożarowej, aby nasypać go do słoika, w który wbije tradycyjną szarą świecę koloru tradycyjnego szarego mydła. Świeci ją średnio co drugi wieczór, bo ile razy można palić znicze. Poza tym znicze trują. Głupio tak umrzeć zaczadzonym dymem ze znicza. Choć czy nie kompromituje bardziej niecelny strzał w głowę i dwunastogodzinne konanie? Mniej światła...

Nigdy nie miał roweru, co nie powstrzymało go przed kupieniem jednego z przedświątecznych dni, rowerowego migającego reflektora z wyprzedaży w hipermarkecie centrum handlowego, od którego dzieli nas wszystkich tylko czterdzieści minut drogi - piętnaście minut stania na przystanku, dwadzieścia jazdy i pięć czekania na czerwonym świetle.Szlag może człowieka trafić. I rzeczywiście trafia! Wpada po powrocie do pokoju. Odpala reflektor. Miga. Nie może przestać. Nie chce! Miga i miga. Współlokator dostaje padaki już w pierwszej minucie migania. Teraz się nie wymiga. Wije się w konwulsjach na niesprzątanej od dwóch tygodni podłodze. Błoto. Miga. Bohater stoi nad współlokatorem, wiedząc, że ma go w swojej mocy. Teraz jeszcze poświeci sobie po całym pokoju. Zobaczy na co najlepiej światło pada. Co najlepiej odbija. Miga. Współlokator się wije. Bohater podchodzi do okna. Świeci w okno poety. Miga. Poeta je kanapkę. Odkłada. Kanapka miga. Ale nie poeta. Poeta ma procę. Od tej chwili pierwsze okno od prawej pokoju na drugim piętrze nie ma szyby. Bohater jednak wciąż stoi w oknie. Miga. Oniemiał? Zamarzł? Zły czas mógłby odmienić drugi strzał z procy poety. Niestety, poeta naboje zamienia na wódkę. Kończy kanapkę. Skończył.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz