piątek, 30 lipca 2010

perora peronowa

przepraszam pana, czy to prawda, że na tej stacji drzwi pociągu otwierają się na obie strony, bo ja nie jestem stąd i mogę takich rzeczy nie wiedzieć
różnie to z tymi drzwiami bywa
znaczy, że czasem na jedną?
a czasem na trzy
niewiarygodne pan stąd?
stamtąd
ładnie tu stąd bo tu gdzie stąd jest więcej zieleni niż tam gdzie jest stamtąd
w stamtąd, w którym zamieszkuję jest dużo zieleni pani sobie nawet nie zdaje sprawy ale z okna stamtądu widzę klasztor a właściwie widzę go tylko zimą bo latem rosną topole i stamtąd pełne jest topól
i co z nimi?
zasłaniają klasztor
no i?
moje modły proszę pani jakby gorzej trafiają jak gdyby nie docierały
a zimą?
zimą znowu nie otwieram okien
może wyrżnąć topole wybić okna
wyrżnąć pani kompletnie zwariowała wie pani po czym się poznaje wariatkę?
nie wiem
a i ja nie bardzo ale chciała pani dobrze
o jedzie pociąg
z daleka widzę, że drzwi otwierają mu się z jednej strony
tak, a z której?
od spodu proszę pani, od spodu.

poniedziałek, 26 lipca 2010

Deszcz

Nareszcie spadł deszcz, więc wycieramy parę osiadłą na autobusowych szybach zewnętrzną stroną dłoni i wychodzą nam takie śmieszne nieprzyzwoicie grube i krótkie tęcze – znak przymierza na chwilę przed niezapowiadanym przez nikogo potopem, toteż i w autobusie różne stworzenia podróżują bez swojej pary, owszem jest jedna para i ta na szybach właśnie, a wszystko wiedzący poeta jak zawsze trzyma w torbie białą gołębicę na czarną godzinę.

Dzieci rozgryzają swoją nową wychowawczynię, to znaczy – jak mamy na panią mówić – pytają. Mówcie mi Halina albo mówcie Michalina, dokładnie nie wiadomo, choć przecież mogła na zaparowanej szybie zapisać ot tak dla pewności, ale tak dla pewności żadne dziecko nie mówi do pani ani pani Michalino ani przez to drugie.

Dobrze jest w czasie deszczu czytać filozofów albo dostojników kościoła, albowiem ludzie dokoła stają się znośni, a padającego deszczu przybywa, autobus zaczyna unosić się na wodzie, tęcze znikają i każdy zajęty jest tym, aby jego własna nie została zaparowana wyziewem ogółu. Warto zadbać, żeby za szybko nie zabrakło stron. Gołąb poety na wszelki wypadek wytworzył płetwy.

Plecy pewnej dziewczyny tak uważnie obserwowane przez kilka ostatnich tygodni stoją teraz tyłem do Ciebie i dają do zrozumienia, iż są niczym wobec oczu i głosu pewnej innej, która przy całym swym uroku nie kocha się w deszczu i weź tu stań na głowie kiedy wszystko pływa.

I jeszcze szkielet rybki-fontanny wybałuszający swe gały na chodnik za zakrętem, wydaje się radować stanem rzeczy, gdyż nikt już nie żywi do niej urazu, że nie pluje wodą jak za dawnych czasów. Rybka fontanna uśmiecha się pustymi oczodołami , wyszczerza swe ości i czuje się jak szkielet rybka fontanna w wodzie.

niedziela, 25 lipca 2010

pewien starszy człowiek na krawędzi
peronu za żółto brązową linią trzyma
żółto brązowe słoneczniki długa
łodyga ma zapewne niespełna
trzydzieści lat jest piękna ładnie
pachnie
z tunelu

wtorek, 20 lipca 2010

ona

ona proszę pani pali
a jest taka ładna
niech przestanie być ładna
niech pali

pogoda

ona proszę pani pali
a jest taka ładna
niech przestanie być ładna
niech przestanie palić

wódka

ona proszę pani pali
a jest taka ładna
niech pozostanie ładna
niech przestanie palić

poniedziałek, 19 lipca 2010

oto

człowiek znaleziony w opuszczonym domu
przez amatorów picia w najtańszych lokalach
na przeciwko budynku plakat twarz złoczyńcy
zaciśnięty na szyi czarny krawat kiedyś zadynda
tacy jak on noszą kra waty kra waciki kolo raciczki niektórzy kolo
ecce homo
ktoś dopisał
czy to jest człowiek
pyta pewien uomo z południa
i spada ze schodów

sobota, 17 lipca 2010

ona

dziewczyna na starym podwórku otoczonym wysokimi sufitami
strzeże dostępu do zużytych książek
na pytanie o twoją chwilę na ziemi odpowiada że może być
i że ma plan oto przyjdziesz w piątek o trzynastej i twoja chwila
na ziemi będzie
ale ani minuty wcześniej ani minuty później
po chwili pytania o szczegóły
lecz już po chwili
po chwili

czwartek, 15 lipca 2010

poniedziałek, 12 lipca 2010

Chopina marsz żałobny

Panie,
aż pięć bemoli przy kluczu i aż pięć stron wynoszenia trumny w lencie maestozie. Presto vivacissimo to oznaczenie tempa dla rozkładu ciała w miesiącu bieżącym. Płynie. Wszystko płynie. Pływa i się leje. Smutno i wolno. Z nieba. A mieliśmy opiewać życie. A tu pół życia schodzi na rzeczach o śmierci. Nuty rzadkie jak opady w początkach lipca, a kreski taktowe częste niczym latarnie przy wiejskiej drodze. I te tercje grane w nodze - czuję, że odchodzę.
Panie, odpuść mi!
Pan: odpuść sobie.

czwartek, 8 lipca 2010

Imię Twoje pisane cyrylicą
to wciąż takie ładne imię
samogłoski wciąż te same
jedno my to my
drugie my to ty
py to ry
prrrr!

sobota, 3 lipca 2010

Międzynarodowy dzień mówienia do siebie

Były kiedyś takie cukierki w kształcie półksiężyców, w kolorach żółtym, pomarańczowym i chyba zielonym, choć ta zieleń to nic pewnego, ale jak nie zieleń to co?! A może żadna zieleń i żaden trzeci kolor tylko żółty i pomarańczowy, a zielony był jedynie worek? I miały takie nadzienie w środku. Potem nie było cukierków. Potem wynalazłeś wódkę. Twoja trzydziesta dziewiąta miłość mogła Cię zaprosić na takie cukierki, ale wolała zaserwować sałatkę z groszkiem i majonezem na szczycie, dlatego jeszcze raz wynalazłeś wódkę.

Światło zbłądzonego księżyca, który przybrał dziś kształt takiego właśnie cukierka, wpada od kilku godzin do pozostawionego na parapecie kubka z pokawową zawartością dnia trzeciego. To właśnie w świetle księżyca przychodzą w tym kubku na świat różne robaki i inne udziwnione zwierzęta. Jeśli sytuacja utrzyma się dłużej, być może znów nadejdzie potrzeba nadania nowym stworzeniom nazw i będzie do tego potrzebny pierwszy mąż. Skąd wytrzasnąć pierwszego męża? Z Raju.

Być może z tego oto kubka wyszli ludzie o siwych włosach i czerwonych twarzach, bogaci w wielkie torby. Indianie. Rozbiegli się po świecie. Rozstawili się pod witrynami sklepów i gadają do siebie. Ci bardziej pospolici usadowili się pod sklepami z piciem. Inni – z jedzeniem. „Indianie” nieco bardziej wyszukanego smaku stanęli pod witrynami księgarń i sklepów muzycznych i tak gadają z wierszami zebranymi albo zestawami perkusyjnymi. Wszyscy mówią do siebie, choć niekiedy odbicie w witrynie przystaje na chwilę zaciekawione treścią wywodu. Nigdy nie zdejmują toreb z ramion, bo nigdy nie wiadomo kiedy zostaną wezwani do innego świata, by znów mówić tam do siebie.

Jednak nie pozostawaj głuchy na mówienie do siebie, wszak nigdy do końca nie jesteś przekonany czy to do siebie, czy do Ciebie.