niedziela, 1 czerwca 2014

O drugiej nad ranem świt daje znać o swoim istnieniu. Niepozornie wychyla się zza drzew, za którymi rzeka korbką i wyżymaczką przepuszcza błękitno-fioletowe płótno świtu, a stary las kopci papierocha, którego dym sprawia, że są chmury na przedwcześnie zrywającym się niebie.
Niebieski świt dogania cię o tej drugiej na niebieskim siedzeniu miejskiego autobusu. Towarzystwo mężczyzn o sinych twarzach i butelka po piwie z niebieską etykietką pod siedzeniem. Toczą się. Oni i ona. Ona wygrywa melodie na niskich dźwiękach i tylko czasem, kiedy uderza o metalowe części siedzenia, rejestr podnosi się na ułamek sekundy o dwie oktawy, słychać przeraźliwy pisk, mężczyźni o mniej sinych twarzach wzdrygają się, przez chwilę nie śpią, a potem znów śpią. Cały cykl reguluje szkło i prędkość jazdy. 
Mijasz szkielet przyszłego tunelu ponad dużą trasą, gdzie żaden samochód już nigdy nie poderwie się do lotu. Na świt jednak nie zarzucisz sieci szkieletu tunelu, toteż będzie się przez chwilę podrywał jak gdyby w środku nocy i wzlatywał ponad tunele, autobusy, butelki, sinych mężczyzn, las i rzekę, mnie i ciebie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz