piątek, 7 grudnia 2012

O wstrzymaj, wstrzymaj

moje zagniewanie! Oto dzień za dniem, godzina za godziną, minuta za minutą, znak za znakiem, umowa za umową, olej za olejem, flaki za flakami, zgon za zgonem, ślub za ślubem, chrzciny za chrzcinami, lepiej byłoby, owemu wypływającemu z owych dokumentów człowiekowi, nigdy się nie narodzić. Czemuż by nie sporządzić serii dokumentów, w których jasno byłoby określone jacy ludzie nie powinni się naradzać, wobec czego, owi ludzie, bojąc się swojego odbicia w papierach, istotnie, nigdy by się nie naradzali. A zatem sprzeciwić się genialnemu świata planowi. Sprzeciwić się, ściągnąć na siebie gniew, a jednocześnie zamanifestować swoją wolność, stawiając drugi minus w dziejach świata, a zarazem otrzymując upragniony plus i nareszcie powrócić bezpiecznie do raju.

No to wracam. Siedzę przy stole, zajadam zupę i słucham telewizora. A w telewizorze jest o naszym mózgu, który reguluje nasz apetyt. Jeśli pomyśli się o minionym posiłku, że był syty, to chce nam się jeść mniej, więc i mniej jemy. Próbuję sobie wyobrazić ostatni syty posiłek i nie wyobrażać sobie niczego innego. W tym momencie staje mi przed oczami kurczak na chrupiąco, z ryżykiem i takimi tam. Stoi. Cały i zdrowy. Kiedy w telewizorni mówią o technikach chudnięcia, jestem w kuchni i dolewam sobie zupy. Kurczak stoi i czeka, więc wyłączam telewizor, kurczak znika, wróci pewnie razem z ojcem Mateuszem i zgrają policjantów. Znamy nawet dzień i godzinę.

W raju ucichło. W tle pobrzmiewa Patti Smith naprzemiennie z Davem Gahanem, na klatce słychać trzaśnięcie drzwiami, to sąsiad wyprowadza białego jak śnieg psa Sandeja na wieczorny spacer. Tak. W raju wszystko jest śnieżnobiałe i w raju jest Sandej. Nieustannie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz