wtorek, 5 marca 2013

Rzeka

Nie lej do rzeki, 
nie lej do rzeki,
lej! Bo i mi się chce ale nie ma gdzie. Nim jednak dochodzimy do rzeki, odprowadzamy twoją przyszłą dziewczynę. Słychać miękkie trzaśnięcie drewnianych drzwi, kroków stąpających po schodkach natomiast nie słychać. Słychać za to nasze buty zmagające się z brukiem.
Dziwi nas to gdzie mieszka twoja przyszła żona, a skoro mieszka tam gdzie mieszka, musi mieć sporo kasy i jeśli jest tak jak myślimy, do końca życia mógłbyś czytać te swoje słowniki, a jedynym stresem, który by cię dopadł, byłyby pospiesznie zmierzające ku publikacji kolejne, coraz to nowsze wydania. 
Wychodzimy z uliczki, którą jeszcze nie szedłem, na uliczkę którą już szedłem nie raz. Niepokojące jest właściwie to, iż w miarę ubywania uliczek, którymi jeszcze nie szedłem, przybywa tych którymi już szedłem i w związku z tym poznawanie swojego miasta powoli traci sens i zostanie już tylko siedzenie, zamieszkanie w starym fotelu z odpadającym kółkiem, co szybko może okazać się nużące i poniekąd irytujące.
Z końca uliczki, którą już nie raz szedłem dobiega woń sklepu. Tak, sklep przyzywa nas więc ładujemy się do marketu, w którym pani na kasie zwykła mawiać do swoich klientów - a może być bez grosika? - dzięki czemu sklep doskonale prosperuje i może znajdować się w miejscu, w którym się znajduje, i założę się, że gdyby pani kasjerka została twoją żoną, również do końca życia mógłbyś spokojnie czytać te swoje słowniki od prawa do lewa, od lewa do prawa, z góry do dołu, z dołu do góry i po przekątnej także!
Po pół godzinie jesteśmy nad rzeką. Twoja przyszła dziewczyna już pewnie śpi, a my pilnujemy miasta i tutejszego kolejowego mostu. Rozpoznajemy marki lokomotyw po rozstawie świateł. Pociągi towarowe od osobowych rozróżniamy po hałasie, który zwykł wyrywać się i być na końcu mostu zanim potężna lokomotywa właduje się na jego początek. Gramy na punkty. Właściwie na grosiki, które zaczynają być na wagę złota, od kiedy pani ze spożywczaka okrada nas z drobnych-najdrobniejszych. Są emocje! Emocje wybitnie gorące jak na taką wczesnowiosenną noc. Od takich emocji chce się lać, więc idziesz lać do rzeki. I ja idę lać do rzeki, ino z przeciwnego brzegu, bo przecież się wstydzę przy innych. Wspinam się na most i idę. W połowie doznaję olśnienia i wnet przybiegam. Przybiegam i odciągam cię od brzegu dosłownie w ostatniej chwili. Szarpiesz się, ale krzyczę:
- stary, to nie Wisła, to Dunaj!
- Dunaj?! - pytasz - ten przepiękny, stary i modry?!
- tak, to właśnie ten! - odpowiadam.
- a więc trzeba nam wstrzymać się z sikaniem, aż wrócimy do siebie!
- tak, ale nie myślmy teraz o Wiśle.
- nie myślmy...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz