wtorek, 21 stycznia 2014

Śnił mi się szerszeń

Śnił mi się szerszeń. Kilka nocy temu śnił mi się on jak wlatywał o poranku do mojego pokoju i budziłem się z nim. We śnie, jak powszechnie wiadomo, ciężko jest zabić coś, co nam zagraża i co na nas napiera, więc obudziłem się na wszelki wypadek, mimo wszystko nieco przerażony obecnością tego wrogiego stworzenia, o skądinąd pięknym letnim poranku w moim mięciutkim łóżku na milutkiej kołderce i zdałem sobie sprawę, że jeśli prędko nie przyjdzie zima, nie sypnie śniegiem, co to poleży na ziemi i przymrozi całe zło przy podłożu, to powstaną owady z ziemi i położą kres ludzkości.
I oto jest. Zima. Piękna, siwa, mroźna cała taka. Zaskakująca kierowców i bezlitosna dla kolei. Oblepia autobusy błotem i wypędza ciepło z tramwajów na bezludne przystanki. Obejmuje ramieniem płonące koksowniki i oblizuje się solą ziemi. Szczęśliwe są wycieraczki na klatkach schodowych, co wchłaniają śnieg z podeszew i upijają się nim do upadłego. Bezlitosny melanż leży pod schodami, bo zima wszystkim stawia, a pod bramą co wieczór przesiaduje czarny kot i liczy pręty, gdyż pijatyka, hałas, trzaski w kręgosłupie mrozu, więc nie może zasnąć.
Tylko ja śpię spokojnie, choć wiem, nie będzie pysznych ferii w lesie gdzieś pod Suwałkami, tak, śpię beztrosko, bo i przyszła sroga zima, której szerszeń nie przetrzyma!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz