sobota, 7 sierpnia 2010

Deszcz stuka w dwóch aktach

Dwóch mężczyzn stoi na dworcu kolejowym. Deszcz stuka o dach rozpięty nad garbatą płytą peronu. Obok mężczyzn dwie torby ze sztywnego materiału. Październikowy wieczór albo coś takiego, byle mogło być ciemno i byle padało.
Na początku pierwszego aktu wyłączają prąd. Gaśnie światło. Mężczyzna z prawej wyciąga z torby z lewej rozkładany stół. Rozkłada. Mężczyzna z lewej wyciąga z torby stojącej na prawo od torby po lewej dwa rozkładane krzesła. Brązowe i czarne. Rozkłada. Mężczyzna z prawej wyciąga z torby laptop. Rozkłada. Od teraz zielono niebieskie światło przenośnego komputera oświetla twarze mężczyzn, którzy siedzą przy stole i czekają na pociąg. Prowadzą dialog. Właściwie dwa dialogi. Oba wewnętrzne. Najlepiej z Laimami i Perkunami.
Po upływie godziny mężczyzna na brązowym krześle drapie się po głowie.
Koniec pierwszego aktu.

Na początku drugiego aktu na laptopie uruchamia się wygaszacz ekranu i wędrująca po całej jego szerokości godzina oświetla twarze mężczyzn na zielono i różowo. Deszcz stuka już drugą godzinę.
W czterdziestej siódmej minucie pierwszej godziny drugiego aktu mężczyzna na brązowym krześle zaczyna dłubać palcem wskazującym prawej ręki w prawym uchu. Po upływie ośmiu minut przenosi palec wskazujący prawej ręki z prawego ucha do prawego ucha mężczyzny siedzącego na czarnym krześle. Cztery minuty później wydłubuje z prawego ucha mężczyzny siedzącego na czarnym krześle coś w kolorze własnego krzesła. Bateria w laptopie siada, światło gaśnie, dialogi ustają, deszcz ustaje, na stację wjeżdża pociąg ale to nie ten; z którego wysiada, a może właśnie zostaje wydłubany z ucha, tego nie wiadomo,  pies, który jeździł koleją.
Koniec drugiego aktu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz