poniedziałek, 10 stycznia 2011

powrót do słonecznego stołecznego II

A jednak stołeczne jest bardziej stołeczne niż słoneczne. Przekonuję się o tym już o dziewiątej rano, kiedy postanawiam uciec z centrum do swojej ślicznej dzielnicy, która też na chwilę postanowiła przestać powalać urodą. Zamieniam więc podróż metrem na podróż tramwajem, bo go dawno nie widziałem. O tej porze w tramwaju z centrum powinno być mniej ludzi, toteż będzie luz, a parasolki pasażerów nie będą zabijać się o pierwsze miejsce w moim oku.
Ludzie jednak jak gdyby się zmówili i wyszli z metra sterczeć na przystanku tramwajowym. Może jednak wybiorą tramwaj jadący na lotnisko, wsiądą, polecą i już nigdy nie wrócą? Nie, wybrali mój! Mój czyli ten, którego numer jest sumą trzech szóstek. Świecę się z daleka, bo mam białe buty. Człowiek zwykł już dawno zaznaczać swoją niewinność, nieskalaność, cnotliwość używając swoich stóp, toteż chodzę albo na boso albo w białych butach. Cnota jednak nie jest w modzie. Nic dziwnego, że nie jest oblubienicą prawdziwych mężczyzn? Podobno w tym kraju puszcza się kobiety przodem. Puszczam jedną dla pewności. Jedną z dziesięciu. Mimo to stoję. Jedziemy, a ja stoję. Co prawda wewnątrz, choć równie brzydko jak na zewnątrz. Gdzie te piękne Litwinki? Gdzie te oczy, w których widziało się cały świat? Czemu w tych oczach co dookoła widać tylko świat do najbliższego śmietnika za rogiem? Czemu stoję? Czy stołeczność, być może od słowa stołek, czyli może coś co bezustannie stoi, to jest właśnie skazanie na stanie?
Siadam. Na wszelki wypadek zajmuję miejsce dla niepełnosprawnych, w końcu mam dziś lekką chrypę. Jadę. Wisi nade mną dziewczyna. Litwinkę przypomina tylko ze słuchawek w uszach. Wychodzi. Gapię się przez okno, bo jest piękna. Pogoda. I ten śnieg! Na siedzeniu z tyłu macha jakaś starsza pani. Ale nikt nie stoi już na przystanku? Komu macha? Odwracam się: Pani nie do mnie macha? Myślę, że może chodzić o to miejsce dla niepełnosprawnych. Na wszelki wypadek dodaję: bo ja mam osad nazębny na strunach głosowych. Lekarze są bezradni. Radni też są bezradni. Wszyscy...
Pani przestaje machać w chwili kiedy pan za oknem uderza w górę czarnego śniegu. Panie, pierdol pan tę robotę – wołamy razem z panią. W końcu człowiek porwał się na usuwanie czegoś, co na trwałe wpisało się w krajobraz miasta. Niestety nie słychać nas przez szybę, toteż pan głupio łupie dalej pomarańczową łopatą, ale przyjdzie taki dzień, kiedy łopaty zaczną uderzać ludźmi o to czarne coś.
Jadę, siedzę, nie mogę, ciężko mi, chyba coś wydłubię i gdzieś przykleję, niechaj świeci!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz