środa, 13 kwietnia 2011

Jeden kieliszek wina

Wystarczyło chwycić raz i już nie było odwrotu. O dziwo, na brzegu pełnego naczynia ostały się ślady po jakichś ustach, które spotkały się z naczyniem co najmniej ze trzy razy. Dla bezpieczeństwa odwracam kieliszek. Cudze usta mam po przeciwnej stronie. Wyglądają teraz znad pozłoconej toni. Dobrze wiem, że jeszcze się spotkamy, bowiem naczynia lubią się niekontrolowanie obracać w dłoniach.
I oto odchylam naczynie lekko od siebie. Może dosięgnę ślady ust winem i wmyję jak gdyby do środka. W kieliszku zaczynają się tłoczyć mali ludzie. Przybywa ich z każdym przechyłem i są coraz zabawniejsi. To mają krótkie nogi i wielkie brzuchy, to znowu udaje im się wydłużyć nogi do samego sufitu, które kiedy zaczną się kończyć, natychmiast przejdą w szyję i staną się małymi głowami. Mózgi urządzają wyścigi w kieliszku, biorę pierwszy łyk.
Teraz przechylam kieliszek do siebie. Do środka wlewa się podłoga. Taka brązowa. Mam teraz ślady ust na podłodze posypanej resztkami mózgu z poprzedniego odchylenia. Całkiem przyjemna kompozycja. Cały ten świat podtrzymuję od dołu dwoma palcami i teraz wino z białego robi się coraz to bardziej brązowe i brązowe. 
- trzymasz to jak jakąś miskę! - słyszę nagle.
- bo to miska z kałem - mówię.
Łap!!

1 komentarz: