czwartek, 14 kwietnia 2011

Samolot

Jeśli miałeś kiedykolwiek odpowiedzialną posadę, a nad Twoim miejscem pracy samoloty podchodzą do lądowania, to wiesz o czym mowa.
Popołudnie. Słyszysz ogromny huk. Jak gdyby ktoś przesuwał płaty kuli ziemskiej nad Twoją głową. Ale słyszałeś już nie jedno i wiesz, że to samolot. Ale nie taki byle samolot, co to go byle brzozy na ziemię ściągają, o nie! I wiesz też, że takie samoloty wpadają do tego kraju, żeby TVN  zWyborczą napstrykały sobie zdjęć. Potem szybkie dotankowanie i powrót do siebie, gdzieś tam na zachodzie.
No więc ląduje. Słyszysz. Bardzo chcesz zobaczyć. Słyszysz. Chcesz. Zobaczyć chcesz. Ale oto właśnie jesteś organistą i już myślisz wspiąć się na kontuar i zobaczyć choć przez chwilę przez umieszczone pod sufitem szyby kościoła co to za bydle lata pod chmurkami. A oto i właśnie ksiądz zaczął śpiewać Pouczeni przez Zbawiciela i posłuszni jego słowom...
I to jest ten okropny dylemat. Grać Ojcze nasz, czy stanąć jak ostatnia pała, wyciągnąć palec ku górze i rzec: o, Airbus - jaki on duży, zobaczcie!

5 komentarzy:

  1. No jak to! Stanąć jak ostatnia Pała! Zawsze!

    OdpowiedzUsuń
  2. "i nie wódź nas na pokuszenie” ...
    oczywiście, że grać :)

    OdpowiedzUsuń
  3. zawsze jest jeszcze próba osiągnięcia kompromisu - jedną ręką grać, a drugą gdzieś tam się podeprzeć, wychylić. Ryzyko spore, bo i z wielkim hukiem się wyrżnąć daje :)

    OdpowiedzUsuń