środa, 11 kwietnia 2012

Bardzo długi

dzień. Ciągnie się jak wieczór na Dworcu Centralnym. Jestem zajęty byciem (na nogach) od jak jeszcze jest ciemno. A być (niekoniecznie na nogach) jak powszechnie wiadomo nie jest łatwo. Jest, powiedziałbym, trudno. 
Drugie śniadanie zajadam na placu Grzybowskim. Mam bułki. Pan obok mnie - kefir. Ale nie taki jak lubię, więc idę przez dzień o suchym gardle, ale on ma gorzej - bo o pustym żołądku on. Biorąc pod uwagę, że kefir przepycha różnego rodzaju drogi, to - o bardzo, bardzo pustym żołądku. Ja jestem zapchany, napchany i nadęty i tylko patrzyć jak dopadnie mnie jakaś śmiertelna choroba. A pan będzie robił pod siebie w zdrowiu i nadziei. Dziwne to wszystko. Powinienem się jakoś uwiecznić. Prosili mnie o jakiś wiersz polityczny. Moje wszystkie polityczne myśli idą przez las, koło brzozy do wraku samolotu. Czasem już nie mogę się powstrzymać. Ale kiedy czuję silny nadmiar mózgu, włączam telewizor. W tewie gada do mnie jakiś prawicowy polityk, a za jego małą głową stoi Dzięcioł, Janusz Dzięcioł! Już wiem, mój polityczny wiersz będzie o dzięciole stukającym w brzozę. W pierwszej zwrotce będą odgłosy stukającego dzięcioła. W drugiej - imiona szkodników mieszkających w brzozie. W trzeciej modele samolotów przelatujących nad głową dzięcioła każdego dnia: TU151, TU152, TU153, TU155, TU156, a na mottem całego przedsięwzięcia pogrywał będzie tytuł piosenki Grzesia Turnaua To tu to tam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz