środa, 2 maja 2012

Valandukai

czyli godzinki. Zebrało mi się na objaśnianie słówek z tytułów. Co prawda słowo valandukai w litewskim raczej nie istnieje. Ale godzinki w polskim już tak. I każdy wie o co chodzi. I tak wpadłem dziś na takie jedne godzinki. Spóźniony. Do Domu Pana! Owszem, pkp zrobiło mi pociąg, który dojeżdża na minutkę przed godzinkami, ale żeby przejść od st. pkp do k. potrz. 3 min. No to się pkp nie popisało. A ja wpadam kiedy już jest po zacznijcie wargi nasze. Czem prędzej wyciągam śpiewniczek, bo lud już pędzi ze śpiewem, pędzi jak oszalały i gdyby pkp miało pęd ludu, to już dawno byłbym na końcu świata! Muzyka mię niekiedy porywa jak morze jak pisał Baudelaire. Porywa jak może! Dojeżdżamy do połowy. I oto moim oczom ukazuje się klimatyzator. Taki smukły, wysoki. No to na niego patrzę - niczym młody jeleń w antenę satelitarną wyrzuconą do lasu. Podchodzę i se klikam bo nie mam w domu. Najbardziej podobają mi się przyciski speed on i off. I takie fajne odgłosy pykania, które rozchodzą się w akustyce kościoła, gdy się tak naciśnie jedno, potem drugie. I tak wkoło. Szaleństwo! Tak odo godzinki przerodziły się w półgodzinki. Ale to nic. Jest speed. Jest i on. Speed on!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz