środa, 23 stycznia 2013

Birdy

namnożyło się tych dziewcząt z pianinem, tudzież fortepianem i już tak nie podnieca jak kiedyś podniecało, co zrobić, może niech teraz grają na kobzach, na kobzach grają przy wtórze cytry i niech śpiewają najpoetyczniej jak potrafią, nie! Bo z kobzą nie można latać po lesie niczym nasza bohaterka w Shelterze, ani w ogóle korzystnie wyglądać jak korzystnie wygląda się za fortepianem, w którym odbijają się popiersia, rozwiewają włosy, za włosami żaluzje lekko rozchylone, a przez nie do pokoju z fortepianem wpada światło słoneczne i pada na plecy popiersi. 
A takie People help the people wlatuje do gabinetu, zaraz po tym jak sam wlatujesz i przymocowany do fotela zażywasz paraliżującego pół twarzy znieczulenia na chwilę przed odwiertami na poziomie minus drugim. Oto dolatują z głośnika dźwięki basu, które jakoś są ponad ten fortepian, ponad ten niepozorny wokal, w sumie nic takiego, a koi tortury trójek, czwórek i zmęczonych przesłuchaniami białej lampy w żółtej sali piątek, szóstek, siódemek. 
Skinny love. No to znasz trzy piosenki tak naprawdę, a najlepsza z nich to jednak ta, w której bohaterka biega po lesie, bo ten las w sumie taki sam jak ten niedaleko stąd, taki swój. Tak, pewnie Shelter jest o lesie, bo piosenki nie o lesie już dawno wyszły z mody!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz