sobota, 19 października 2013

Mgła

Nic dziwnego
że nie jest oblubienicą
prawdziwych mężczyzn

generałów
Z. Herbert

- a mówiłam: nie lećcie na mnie, oj nie lećcie! - mówi spotkana przy osiedlowej bramie około piątej nad ranem, właśnie wtedy jak już drugi dzień wyprowadzam z rana swoje ja i swoją egzystencję, dwie wredne suki, które, jak się niedawno okazało, potrzebują wybiegu, toteż spuszczam je ze sznurka, żeby sobie poużywały, choć tak naprawdę chodzi o ich najbrudniejsze potrzeby, po które pod osłoną nocy i przy małej pomocy porannej mgły, nie muszę się schylać z plastikowym woreczkiem, brać w ręce i ryzykować, że coś stanie się moim białym jak lico cnoty spodniom w wypadku, gdyby przepełniony nieczystościami plastikowy woreczek zechciał eksplodować.
- wybrałam ciebie - mówi mgła - bo od jakiegoś czasu przechadzasz się tędy ze względną regularnością. - po czym upada na kolana i zaczyna wypłakiwać się w mój biały jak woreczek żółciowy cnoty sweter. 
Mgła jest niska. To mała mgła z przyległościami po bokach. Ma jeszcze mleko pod nosem. Mnóstwo mleka, którego niegdyś tak chętnie użyczała porannym mleczarzom. Dziś czuje się nikomu niepotrzebna, a wręcz znienawidzona, bo przecież tłumaczyła, by na nią nie lecieć, szczególnie kiedy jest na spacerze w lesie. Płacze. Ale wiem przecież - mgła nie może za długo płakać. Zaraz się kompletnie rozklei i rozpada. Rozleje się i będzie...
No to obiecuje, że nie będzie. Może teraz  już spokojnie chodzić po lesie. Że mogę z nią nawet od czasu do czasu na poranną przebieżkę, choć zimno i wilgotno. Obiecuję także jakiegoś mleczarza od czasu do czasu, ale chyba sam nie wiem co mówię. W każdym razie nawet pocieszona mgła znika i bardzo nie chcę, żeby doznała kiedykolwiek rozczarowania. 
Póki co pieczemy razem sernik, żeby osłodzić gorycz. Część zabierzemy do lasu i będziemy czekać nowych Ikarów na skrzydłach białych jak krwiobieg cnoty, których twarze, całe w serniku, tak trudno będzie komukolwiek zidentyfikować.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz