poniedziałek, 21 października 2013

Rzecz o przechodzeniu bezdomnym

Dziś przeszedłem bezdomnym. Przeszedłem bezdomnym, siedząc w bliskim bezdomnego sąsiedztwie. Sam nie wiem nawet kiedy przeszedłem, nie potrafię orzec, kiedy właściwie zacząłem przechodzić i kiedy przechodzić, siedząc, skończyłem. Stracona sprawa. Obawiam się, że sam bezdomny nie wie dokładnie kiedy i jak długo mnie "przechodził". 
Przejście bezdomnym zwęszyłem kilka godzin po przejściu. Wczesnym popołudniem najzwyczajniej w życiu obejrzałem się za siebie. Zrobiłem to przez lewe ramię. Potem przez prawe, a następnie znowu przez lewe. O dziwo przeszedłem bezdomnym tylko z jednej strony. Ale czy można właściwie przejść w jakiejś części, jakimś stopniu, poniekąd? Czy "przechodzenie czymś" nie oznacza całkowitego opanowania czegoś przez coś? 
W każdym razie przeszedłem bezdomnym od strony lewej. Od strony okna, które rzekomo ma za zadanie wietrzyć. W dobie klimatyzacji odebrano oknu tęże jednakże funkcję i w ten oto sposób jedynie bezdomny, również siedzący przy oknie, czyni to co czyni w sposób zwyczajny, tradycyjny, odwieczny i ponadczasowy. Rechot bezdomnego wyzwolony z kategorii czasu unosi się nad autobusem i przejmuje grozą.
Między kolanami bezdomnego siedzi piesek. Piesek o równie szarej, jak włosy bezdomnego, sierści, przechodzi, przechodzi między nogami, zawraca i znowu przechodzi między nogami i tak wkoło. Piesek zapewne nie przeszedł bezdomnym w zakresie powonienia, psy wszak potrafią wytworzyć własną specyficznie nieznośną woń, istnieje więc ryzyko, że przeszedłem jakąś dziwną mieszanką bezdomnego z psem. 
Pies przeszedł jedynie szarością bezdomnego. Tak, niektórym rzuca się na sierść, niektórzy przeżywają atak koloru, przejście kolorem, jednak pies nic sobie z tego nie robi. Nie odwraca się przecież wczesnymi popołudniami i nie zagląda sobie za lewe bądź prawe ramię, żeby sprawdzić czy losowi wrogowie nie depczą mu po piętach. Żyje spokojnie, akceptuje swoją szarość, a jego woń żyje w symbiozie z wonią bezdomnego.
No to mam za swoje. Przeszedłem bezdomnym i jego psem za zbyt kurczowe trzymanie się widoków za oknem autobusu sto siedemdziesiąt cztery. W ogóle za zbyt kurczowe trzymanie się autobusu. Przecież wystarczyło wcześniej wysiąść, kawałek się przejść i nie przejść bezdomnym z jego psem. 
Przeszedłem bezdomnym, przeszedłem psem i na nic tu wietrzenie, mydło, pranie i perfumy świata całego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz