piątek, 15 listopada 2013

Nowe widoki

pod ziemię. Poszerzający się horyzont i coraz większe trzy de, a właściwie dwa trzy de w jednym trzy de czyli kilkukrotna wielokrotność jednego trzy de przy zachowaniu jednego horyzontu, choć rzekło się mówić nowe horyzonty czy poszerzać horyzonty, to zostańmy jednak przy nowych widokach wgłąb ziemi. 
A wszystko dzięki awarii sieci ciepłowniczej, która wydarzyła się pod kuchennym oknem, i aby której zaradzić, panowie robotnicy-ciepłownicy, którzy tym razem zjawili się wyjątkowo szybko i nie ma w tym stwierdzeniu żadnej ironii, w mgnieniu oka zaczęli kopać w jezdni, dzięki czemu zaokienny krajobraz powiększał się z minuty na minutę. A kopali długo, bo i rura, ukryta była głęboko pod ziemią, gdzieś na poziomie skarbów, gdzie zaczyna się już czuć ciepło z jądra ziemi.
Wnet ustał uliczny ruch, bo przecież samochody wciąż nie potrafią przeskakiwać rowów, a pojazdy zaparkowane przy krawężniku zamieszkały na kilka dni na pograniczu chodnika oraz nieobecnego o tej porze roku trawnika. 
Nastała cisza, dzięki której kontemplowanie nowego krajobrazu stało się jeszcze większym przeżyciem duchowym, tym bardziej, że z drążonej w asfalcie dziury nieprzerwanie unosiła się para, niczym dym z kadzidła, z jednej strony przesłaniając pewne elementy nowego krajobrazu, z drugiej czyniąc owy krajobraz w miarę pogłębiania się dołu coraz bardziej tajemniczym.
Śniadanie, drugie śniadanie, obiad, podwieczorek, kolacja oraz nocne skrytożercze podjadanie słodyczy spędzane w kuchni obrosły w nową jakość. Ową jakość charakteryzował wzrok utkwiony w dole, wszak jego wystrój zmieniał się, niczym część oświetlenia jednej z naszych stacji metra, w zależności o pory dnia. Na przykład jeszcze wczoraj o piątej nad ranem silne światło reflektorów imitowało stricte świąteczną atmosferę - śnieg za oknem, liczne ozdoby bożonarodzeniowe omamiają swym ciepłym blaskiem. Zaraz po śniadaniu przy ogólnej szarudze, wydobywająca się para stwarzała wrażenie unoszącej się miejscami mgły. W miarę upływu dnia para się rozrzedzała i oko mogło się zawiesić na dnie, gdzie widać było małą dziurkę, a w małej dziurce większą rurkę. Zaraz po obiedzie dało się odczuć natężoną wokół dziury gwarność, gdyż oto były już za pasem noc, ciemność, zimność i głodność.
Tak też mieszkanie na trzecim piętrze stało się mieszkaniem na piątym piętrze, a szaleńczy pomysł, by w robotniczo-cipełowniczej przerwie na kanapkę zakraść się do "wrzącego" tuneliku i zniknąć z oczu gawiedzi na dłużej, by oddać się podziemnej turystyce, wydał kwiat wewnątrz czaszki poety.
Wielka dziura w ziemi potrwa chyba jeszcze przez weekend. I co z tego, że zimno w kaloryferach, kiedy zmysł wzroku i chęć ucieczki zacierają ręce tak, że o zamarznięciu tej zimy nie będzie mogło być mowy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz