poniedziałek, 17 lutego 2014

Jeszcze tylko chwila prosto i wchodzimy w zakręt! Pojazd zwalnia przed zakrętem i zaczyna się dziwnie przechylać. Przechyla się, przechyla, prawie staje, lecz oto nagle powoli rusza i wraca do pionu, a wraz z maszyną, do pionu wraca motorniczy i  ja, co najmniej połowa naszej drużyny jest tutaj nielegalnie, ale gdy tylko zarzucam kaptur i skurczam się w sobie, staję się dosyć wiarygodnym menelem, którego nie sposób wyrzucić ze składu, i który spokojnie przekracza granice wyznaczone przez przystanki dla wysiadających i jedzie spokojnie dalej, by wiercić wzrokiem w niewywierconym.
Kiedy tramwaj robi nawrotkę, wysiadam, ryzykuję życie przechodząc przez tory i wsiadam do tramwaju stojącego po sąsiedzku, gdzie siedzę dłuższą chwilę, przymierzając się do heroicznego czynu jakim jest przejechanie miasta w pozycji siedzącej w godzinach szczytu w wagonie z może piętnastoma siedzeniami, przymierzam się i nawet już jadę i jeszcze nie minąwszy dobrych kilku przystanków, uświadamiam sobie, że nie będzie łatwo pozostać na siedzeniu w obliczu tak zaawansowanego wiekowo składu tego składu. Zapadam się więc w sobie, a na swojej twarzy maluję wyraz człowieka, który wsiadł i usiadł tu jako pierwszy z zamiarem wstania i wyjścia jako ostatni.
- jak dobrze byłoby mieć kota - mówię do starszej pani pochylonej nade mną, która prócz pustej torby na zakupy, dźwiga brzemię całego życia - bo taki kot, widzi pani, zamknięty w takiej specjalnej torboklatce podróżniczej, zjednałby mi wszystkich pasażerów. Z panią na czele! Pani z resztą wygląda na wielką adoratorkę kotów, więc właściwie to nie musiałbym już tak od pętli do pętli jeździć, bo przecież pani, albo też inna pani w pani wieku, widząc mnie wsiadającego do tramwaju z zabarykadowanym w klatce kotkiem, natychmiast poderwałaby się z miejsca, oferując mi ciepłe, miękkie coś i z oparciem. I nawet, proszę pani, gdyby był tłum, taki niepozornie i nieumyślnie uwięziony kotek zamiałczałby od czasu do czasu, a dźwięk jego uroczego i niezbyt głośnego pomiałkiwania, natychmiast zwracałby uwagę wszystkich współpasażerów, zjednując mojej osobie przynajmniej połowę z nich. Bo któż nie kocha kotów i jak wiele dobrego, miła pani, mówi kot znajdujący spokój na kolanach mężczyzny. Niby to jakaś nowa jakość, ale sama pani pamięta jak to było przed wojną, kiedy mężczyźni wręcz owładnięci kulturą i literaturą tulili koty, a każdy jeden takiego kota właściciel jawił się jako prawdziwy dżentelmen. A i miejsca dla wszystkich starczało i nie było jak teraz. Założę się, że kiedy powiem "mój kot zamialczal", tak z tym wyraźnym podwójnym przedwojennym kresowym "L", założę się, że stają przed pani oczami obrazy z czasów nim jeszcze ten nicpoń Hitler stanął u władzy. A potem to już pani wie. I tak to właśnie znaleźliśmy się tutaj w tej szarej, smutnej i wyzbytej ikry Ojczyźnie i tak tkwimy tu z rzedniejącymi włosami, z potem na czole, śluzem pod nosem, z słowami na sylabę kur- na ustach, bez nadziei na lepsze jutro, na awans, lepszą pracę, lepsze jutro, pani biedna bez siedzenia, a ja biedny bez kota.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz