sobota, 15 lutego 2014

Notka postwalnetynkowa

A więc widzisz Moja Droga, nie udało się schować naszej miłości przed złymi ludźmi, którzy dostatecznie długo kryli się ze swoją niechęcią do niej, jednak na tyle krótko, by ujawnić się blisko tych dni, kiedy miłość miała zatriumfować, a pod tymi ludźmi, co już więcej czyhać na nią nie mieli, miała się rozstąpić ziemia i wchłonąć ich marne członki zrodzone w podłości oraz nikczemności, ta jednak powstrzymała jeszcze swoje szczęki, więc mamy się ciągle czego bać. 
Widziałem jednego z nich. Szósta zero cztery, tramwaj dwadzieścia trzy, właśnie wtłaczał się na Wolę. Człowiek w beżowej kurtce. Na co dzień pracuje w fabryce, lub gdzieś, tak, oni zazwyczaj robią w fabrykach, albo już nie robią i robią razem z ich żonami na kasach w supermarketach. Są bardzo cięci na rzeczywistość, dlatego wożą ze sobą strzykawki. Takie długie i z lekko zawiniętą igłą na końcu przez co sam proces ich wbijania trwa dłużej i boleśniej, podobnie jak też wyjmowania. Zazwyczaj z resztą nigdy się nie spieszą, bo i dokąd. Swój dodatkowy czarny zawód wykonują nielegalnie. Nie mają papierów, przygotowania, doświadczenia, nic. Mają za to psi jad na bazie zjełczałego smalcu ubity w starych plastikowych beczkach ukrywanych w piwnicach wielopiętrowych szarych bloków. Co rano, około drugiej, trzeciej, całe serie, całe kolejki tych jadowitych medyków szturmują wilgotne od jadu piwnice bloków, nabijają swoje strzykawki, chowają do swych neseserów i ruszają w drogę, na spotkanie dnia.
A godziny ranne są szczególnie niebezpieczne, bo i oni podróżują w stadach i są szczególnie kąśliwi. Kiedy piąta pięćdziesiąt siedem wskoczyłem do tramwaju w samym Centrum, widziałem jak chmara ich żądeł leci w moją stronę. Jednak niespodziewanie drzwi się otworzyły i spora część wiedziona podmuchem z zewnątrz wypadła z wagonu i obsiada biały znak z niebieską ramką i symbolem tramwaju.
Pech chciał, że w wagonie został król roju, który natychmiast skupił swoją uwagę na mnie i gdy tylko drzwi się zamknęły, podleciał do mnie na swych beżowych skrzydełkach i ukuł jednym ze swoich czterech ostrzy widelnych i wstrzyknął mi jad, w którym jak wiadomo, królowie trzymają także specjalne kultury wirusów, które wirusują systemy dobrych ludzi w niecałe dwadzieściacztery ha.
I tak od tygodnia mój system jest zainfekowany przez takiego pana owada, a i wiem Moja Droga, że Twój system również padł ofiarą podobnego ataku. Ja już mam taśmy z monitoringu zette-emu i zamierzam się udać z nimi do Najwyższego Trybunału Dobroci i wszcząć walkę o słuszną sprawę! 
Wierzę, że i Ty ujawnisz wkrótce swoją historię, pozyskasz słuszne taśmy, wygramy batalię z psiżądłojadami i święta miłości wrócą jak przed trzysta sześćdziesięcioma sześcioma dniami! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz