czwartek, 10 kwietnia 2014

Co za dzień

w którym postanowiłem rozpocząć sezon opalania samego siebie. Nabalsamowałem i naoliwiłem swoje ciało jeszcze nie wyszedłszy z łóżka tak, że gdy już z niego wyszedłem niewyżyte promienie słońca, które rzuciły się na moją skórę, ostatecznie same poniosły szkody i na chwilę przestały pomigiwać. Potem to już wiadomo, że leżałem, czekając aż skóra nieco się zaczerwienieni po czym nabierze kolorów lekkiego przydymienia. W międzyczasie napisałem parę wierszy, które sprzedam do prasy i będę miał na hotdoga. 
A gdy już szło na zachód słońca, ruszyłem na molo i tańczyłem tak, że trudno uwierzyć, jak oszalały, a biodra same rwały się na boki, pośladki lekko falowały, kolana nieco ugięte chroniły nogi, czyli jakieś pół ciała przed ostatecznym zesztywnieniem. Krew płynie szybko i czerwieni się jak światło sygnalizatora, a cała reszta spokojnie mieści się w naturalnym pulsie.
To był niesamowity dzień w kolorach czerwieni i żółci.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz