wtorek, 15 kwietnia 2014

Out Spiro

Próżno wyglądałem dziś nowych wagoników z opieradełkami, które tak mnie zachwycały niecałą notkę temu. Ponieważ nie robię obliczeń, nie prowadzę statystyk ani nie wydzwaniam do dyżurnych warszawskiego metra z pytaniem o czas odjazdu inspircia z mojej stacyjki, skazany jestem albo na wielominutowe oczekiwania, albo na jazdę tym co przyjedzie.
Przyjechała nowa wersja starego metra czyli stare radzieckie pudło z nieco zaokrąglonym przodem i silnym światłem wewnątrz, które można rozpoznać po charakterystycznym sygnale zamykania drzwi, charakteryzującym się lekkim wibratem. Wsiadam, staję i jadę.
Nie dalej jak stację dalej (Metro Pole Mokotowskie) wsiada wycieczka szkolna. Z resztą na tej stacji zawsze ktoś wsiada, by zburzyć spokój pasażerów. Albo są to szatanowi metaliści, albo mokotowscy klubowicze, albo pijani plenerowi nastolatkowie, albo jeszcze poranno sobotni bądź poranno niedzielni imprezowicze z krwią na rękach. Dzieci ze szkolnej wycieczki krwi na rękach nie mają, mają za to odblaskowe kurteczki, które upodabniają je do pracowników służb miejskich pozbawionych wyższych kwalifikacji zawodowych, bo i w końcu skąd tak małe dzieci miałyby owe kwalifikacje wziąć, a na kurteczkach widnieje dumne logo sponsora, którym jest nasze ukochane miasto. Dzieci jadą, ludzie się ładnie rozsuwają, chyba, że siedzą, to nie.
I tylko jeden pan w wąsikach widząc z jaką namiętnością dzieci wspinają się na siedzenia, z jaką słodyczą wbijają swe krótkie pazurki w czerwone tapicerki, wstaje, by ustąpić swoje jedno miejsce dwójce bądź nawet trójce(!) dzieci! Zderza się ze mną, który tym razem nie stoję oparty o opieradełko, gdyż takiego Rosjanie nigdy nie wymyślili i nigdy też nie wymyślą. Następuje mi na stopę i miast okazać skruchę, odwrócić się, schylić pokornie głowę i rzec jedno słowo jakie ładnie brzmiące, by ostudzić gorycz mą i ból, uśmiecha się i zabiera się wnet do zagadywania dzieciowych opiekunek i rozmówek z dziećmi. Jest przeszczęśliwy! Zrobił dobry uczynek. Zrobił nawet dwa, jeśli nie trzy dobre uczynki! Właściwie to zrobił cztery a nawet pięć dobrych uczynków! Wszak najpierw pomyślał, w wyniku czego wstał (2 uczynki). Dzieci usiadły (2-3 uczynki). Pozostał wobec nich dobrym człowiekiem (~1 uczynek, ale ciągły, stały, permanentny). Nadepnął na stopę człowiekowi o znamionach geniuszu (-2 uczynki). Opuścił metro na najbliższej stacji (+1 uczynek). Cały czas wychodzi jednak na plus. A więc mamy do czynienia z moralnością licytowaną, wyrachowaną, obmyślaną w każdym szczególe, niespontaniczną i wręcz nienaturalną, acz zagraną w sposób na tyle udany, że społeczeństwo pokolenia Na dobre i na złe kupiło owy produkt. Tym gorzej dla społeczeństwa. To trochę jak nakarmić stówkę głodnych dzieci w Afryce, wrócić do Polski i zabić człowieka i mieć odpuszczone. Albo puścić staruszkę przodem w drzwiach, a psa wywieźć pod miasto i zastrzelić jak psa i też mieć społecznie darowane. Bo przecież jest cały czas na plus. Jest gorzej niż lepiej. Z resztą... czy nie niepokoi Cię Czytelniku drogi, kiedy widzisz mężczyznę w średnim wieku przymilajęcego się obcym dzieciom? W dodatku dzieje się to w rosyjskim wagonie i w podziemiach, czyli odpowiednio bliżej piekła. I jeszcze w deszczowy poranek w centrum miasta, gdzie ślepe tłumy kryją każde obrzydlistwo?!
Niech da Ci ten wywód trochę do myślenia, bo prawdziwe dramaty rozgrywają się codziennie w naszym otoczeniu i to nie tylko w godzinach szczytu i nie tylko za sprawą panów z wąsem, choć na tę kombinację uważałbym szczególnie, a na pewno bym jej nie ignorował.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz