sobota, 5 kwietnia 2014

Różne oblicza chleba

(...) i wyjdę rano niby po chleb
Dżem

Wyszedłem rano po chleb. Wyszedłem rano po chleb i miałem plan już nie wracać. Miałem plan już nie wracać, bo włóczęga wydała mi się słusznym rozwiązaniem. Ale kupiłem ten chleb, po który wyszedłem byłem i nie chciało mi się go dźwigać przez świat, a przecież wiadomo, że w pewnym momencie chleb zamienia się w kamień, bo jak chleba nikt nie je, to chleb myśli, że się go nie szanuje, a chleb lubi, żeby go szanować, czyli jeść.

Ale wróciłem. Wróciłem do domu, bo znajomi obiecali mi wspólną włóczęgę, czyli taką, w której zobaczymy tory, wagony towarowe, lokomotywy spalinowe, więc trzeba było zostawić chleb w domu, żeby przypadkiem nie zamienił się w węgiel.

Poza tym ma być słońce. Ewentualnie księżyc. Księżyc w kształcie skórki kromki chleba. Chyba jednak wezmę chleb na wypadek gdyby skończyła się popita.

Chleb zamienia się w popitę i odpływa.

I my odpływamy. I ja odpływam. I odchodzę. I odlatuję.
Na małej chmurce pstrej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz