niedziela, 4 grudnia 2011

N36

cały mój, totus meus! No prawie. Jeden pan zajął miejsce w loży, siedzi w miejscu ryzyka, w razie nagłego hamowania leci z szybą na najbliższy przystanek, na którym jest zgodnie z rozkładem. Jeśli nie, dalej spokojnie chwyta jego wzrok obrazy miasta nocą. Może poeta, wylądujemy razem w konkursie na najlepszy wiersz o nocnym z Bokserskiej na Centralny.
Do czasu. Oto za zakrętem stoi zgraja tak zwanych erasmus students. Wchodzą. Choć mogli zaczekać na inny o podobnej porze. Mówią po polsku lub hiszpańsku. Inne języki nie istnieją. Hiszpanki są brzydkie. Chciałyby wysiadać co przystanek, dlatego usłużni Hiszpanie naciskają żądaj-przycisk co minutę, dzięki czemu podróż wydłuża się. Podwójnie. Potrójnie. Właściwie wciąż jeszcze się ta podróż wydłuża, a oni wciskają i wciskają, a ja wciąż jadę i jadę, i tę notkę piszę z brązowego fotela N36, a zielone światełko przycisk bezustannie zapala się i gaśnie, a i sam bym chętnie nacisnął, lecz ktoś bezustannie mnie wyprzedza.

2 komentarze: