czwartek, 29 grudnia 2011

Wódka

ta niechciana kochanka, tak niechciana, że czasami uciekłbyś przed nią na kraniec kuli ziemskiej, a jednak kiedy już obrócisz się wokół własnej osi czterdzieści razy, uśmiechniesz się do siebie, że chyba jednak ją przechytrzyłeś, siadasz wygodnie na krzesełku, wyciągasz nogi, najpierw prawą, potem lewą, opierasz łokieć na blacie stolika, głowę pokładasz na dłoni, oto właśnie spojrzałeś łakomie czy nie stoi na stoliku jaka strawa i oto twym oczom ukazał się kieliszek ohydnie do brzegów wypełniony nią - wódką.
Tak było wczoraj. Portiernia pewnego hostelu wieczorową porą. Rozsiedliśmy się chcąc radzić. Czekaliśmy aż spłynie na nas mądrość. Oczekując tchnienia, zaczęliśmy sączyć piwa z różnych regionów kraju. Jeszcze dobrze nie wybrzmiało w czterech ścianach - tsssss! - jeszcze nie zlizana piana mieniła się w półświetle kuchennym, w drzwiach stanęłaś Ty. A byłaś wytwornie odziana, zapraszałaś spojrzeniem, a Tobie się nie odmawia. Mądrość nawet jeśli i spłynęła, napotkała na drzwi sypialni zamknięte na klucz.
Moje powroty od Ciebie owiane są tajemnicą. Tyle pytań, na które nie ma odpowiedzi. Czy autobus, którym jechałem był wysoko- czy niskopodłogowy? Czy jadąc nim stałem czy też siedziałem? Czy wiodłem spory ze współpasażerami? Jeśli tak - czego rzecz dotyczyła? Kto nacisnął przycisk żądania? Czy byłem to ja? Którymi drzwiami wyszedłem? Czy wyszedłszy, upadłem? Upadłem?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz