sobota, 21 grudnia 2013

Summertime sadness

a właściwie wintertime gladness, bo wiadomo zima, święta, białe szaleństwa, mróz, mędrcy w ojczyźnie głupców, choinka, bombki, bombeczki, kolędy i pastorałki. Wreszcie prezenty. Dużo, dużo prezentów, bo nie wiem jak w twojej, ale w mojej dzielnicy prezenty nie mieszczą się do żółtych skrzynek, więc dyżuruje przy nich tak zwany zastępca Mikołaja, który sam osobiście wręcza prezenty tym, którzy po nie przyszli. I ja przyszedłem, bo zobaczyć zastępcę Mikołaja, to tak jak zobaczyć jakieś 75% prawdziwego Mikołaja, więc przy zaokrągleniu w górę, przeżycie niemalże porównywalne ze spotkania z Santą Klausem we własnej osobie. 
W dwudziestu pięciu procentach nie mieszczą się jedynie sanie, renifer, wór oraz płaszcz. Oto wszak zastępca Mikołaja siedzi w zwykłym samochodzie dostawczym, odziany w czarną kurtkę i dżinsy, a jego drobne nóżki zakończone długimi biało czarnymi adidaskami drepczą od zaimprowizowanego na prędce biureczka z tabletem, karteczkami i długopisem do kartonów wypchanych po brzegi prezentami. Zastępca Mikołaja nie pyta o twoje imię, ale o twój numer telefonu, bo nic tak nie świadczy o twoim całorocznym zachowaniu jak to, co skrywa w sobie najprzeciętniejsza komóreczka.
Zastępca Mikołaja jest bardzo uprzejmym człowiekiem, więc w tym musi być identyczny z Mikołajem jedynym słusznym, choć nie czuć znów od niego tejże woni, która bije od osób świętych.
Miota się ten zastępca Mikołaja codziennie od ósmej do dwudziestej drugiej w mrozie i smrodzie pobliskiej stacji benzynowej, a z kabiny jego dostawczego wozu dobiegają dźwięki "Summertime sadness", przeboju kolejnego już sezonu. Tak drogie dzieci. Mikołaj z jego zastępcą, są jak przeboje Lany del Rey - niezniszczalni i mile widziani o każdej porze roku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz