wtorek, 31 grudnia 2013

Myślałem

nie odejdę, nie porzucę szkoły, przykuję się grubym łańcuchem do filaru w uniwersyteckim holu i nie dam się oderwać od wiedzy, wciąż będę sam siebie samodoskonalił i posiądę całą wiedzę, tak iżbym góry przenosił czy jakoś tak, a na wypadek gdybym jakimś cudem został wydalony, przywdziałbym wór żałobny w kolorze produktu przemiany materii i ruszę w świat, przystawać będę jedynie gdzieś na łonie natury, kontemplować będę i będąc takim gównem w trawie zalegnę na przyrody łonie.Pod znakiem owej przemiany miał upłynąć dobiegający końca rok. On miał dochodzić, a ja miałem iść dalej. Wciąż przez nowe trawy, krzewy, drzewa, przez każdą strefę roślinności w górach, nie zapominając o wątłej przyrodzie nadmorskich wydm, wsłuchiwałbym się w śpiew z jednej strony orłów i sokołów, z drugiej mew, z trzeciej czapli. 
Nic z tego! Rozstanie ze szkołą odbyło się w całkiem nijakich stosunkach, a wiedza, której tak uświadczyć pragnąłem w jej środku, uleciała nim ci jeszczem ja sam uleciał. Lecz oto postanowiłem gonić ją, biec jak najprędzej, doganiać, trochę odpuszczać, potem znowu doganiać, czasem to złapać, paść na kolana i błagać, by została, ona niewzruszona tylko kręciłaby głową i znikała za jednym rogiem, drugim rogiem i tak oto w jednym z wielu moich biegów wśród monotonii pewnego październikowego dnia zorientowałem się, że oto jestem nikim. Oto szkoła stoi za mną, wiedza zaś przede mną, a ja gdzieś tak między nimi, w takim zupełnym pośrodku stoję i zastanawiam się w czym jest większy mój udział, a właściwie co stało się większym mnie udziałem, co bardziej odwzajemniło moje uczucia i bardziej spełniło nadzieje w sobie pokładane. A z resztą czy rzeczywiście można odwzajemnić bardziej bądź mniej? Czy można bardziej bądź mniej spełnić pokładaną nadzieję? 
I tak im bardziej nierelatywne zdawały się owe zjawiska, tym bardziej nikim stawałem się w świetle całej odkrywanej tamtego dnia prawdy. W całej tej prawdzie chodziło głównie o pieniądze, bo oto ani mój wiek, ani mój status nie uprawniał mnie do korzystania z tańszych przejazdów, tańszych teatrów, tańszej pizzy czy tańszego piwa. I tak im więcej wydawałem na teatr, czym więcej na piwo, tym piłem go mniej w porównaniu z latami świetności, z latami złudzeń, że przecież każda godzina spędzona w szkole wsysa we mnie tonę niewysysalnej wiedzy. Czym zatem jest życie z połową dawnego teatru i z połową dawnego piwa. Bez pizzy. Bez czosnkowego sosu.
Okazuje się, że to zdrowe życie. Życie w uczciwości. Bo oto ścigam upragnioną wiedzę zupełnie na piechotę. Nie podkopuję się, mijając ją metrem, czy nie wyprzedzam jej na równej trasie mknącym jak szalony tramwajem w kolorze świętej jajeczniczki. 
Jajeczniczkowanie to w końcu moje drugie ja, od kiedy nie jadam pizzy. Stać mnie czasem na kilka jajek, a co litościwszy człowiek czasem wkroi weń trochę własnej kiełbaski. Ta oto kiełbaska jest wreszcie moim odwróceniem się od świata pogrążonego we frutariańsko - wegetariańskich modach, których cudowne właściwości miały przysporzyć światu więcej ludzi wybitnych niż to było dotychczas. Gówno jednak w trawie! Oto pozbawieni sił wegofrutarianie nie mają zdolności by w połowie tak wytrwale ścigać wiedzę jak to czynię ja. Nie mają takiej w końcu potrzeby. Nie są wszak nikim. Są wreszcie wegofrutarianami! A jesteś tym co przecież jesz! Ogórkiem, brokułem, kolbą kukurydzy, kasztanem, szyszką, borówką, a nawet kokosem. Ja z okazji dogasania starego roku zrobiłem sobie jajko na twardo, które obieram ze skorupki i wnikam do środka, by szybciutko się zmiękczyć, obrosnąć w łamliwy pancerz i wykluć się na nowo w pierwszym dniu nowego roku, który jak co roku będzie się jawił lepszym od poprzedniego. Do czasu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz