wtorek, 18 maja 2010

Alleluja

Na przystanku za twoim przystankiem wsiadają dzieci. To jest ten taki przystanek przy takim skwerze, gdzie po leśnym piciu robi się siku, albo też leży pod stołami ulokowanej nieopodal restauracji bo tak jest dobrze. Dzieci może jednak nie zdążą, drzwi zamkną się za ich wychowawczynią i pojedziemy dalej w spokoju świętym.
Dzeci zdążają. Obiecują wysiąść na ulicy tego, czym smarujesz chleb każdego ranka i nie jest to pasztet. Jest i spokój. Ale, że jest to autobus, o którym mowa w poprzedniej notce, to o przymiotniku "święty" tylko sobie pomarzymy. Sanctus, Sanctus, Sanctus, Dominus Deus Sabaoth. Jest i cisza. Wychowawczyni pyta dwójki podopiecznych czemu taka cisza. Że nie ma hałasu. Mówią, że mogą hałas zrobić i "ja" też uczestniczyć chce w robieniu hałasu, ale dzieci zaczynają śpiewać pieśni i jedna z nich kończy się słowami "Alleluja". Potem jedno dziecko dyryguje drugiemu tak jak podobno robi to pani od chóru. I to piękne. "Ja" też chce uczestniczyć w koncercie, ale "ja" nie uczestniczy w sztuce, bowiem uczestniczy w włoskim dialogu o robieniu planów na świątecznonoworoczne podróże i chwilę przed ostatnim przystankiem bohaterowie dialogu mówią mu "Wesołych Świąt i Szęśliwego Nowego Roku".
Bez "Alleluja!".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz