czwartek, 6 października 2011

Famous blue raincoat

list, wiersz, piosenka. Kiedyś się bałem tego głosu, który mówi przez większą część utworu. Tak się bałem tego mówienia i tego kobiecego zawodzenia tam w środku, że nauczyłem się tych słów na pamięć. Rzadko umiemy listy na pamięć, częściej wiersze, a jeszcze częściej piosenki nie wiedzieć w sumie po co. 
W nieskończoność słuchać by można powtarzających się na początku akordów, zanim jeszcze poeta zacznie do nas mówić, ale w końcu musi zacząć, bo nie byłoby się czego bać. W dodatku to korespondencja między dwoma panami. Jeden pan nie pisze do drugiego ot tak sobie. No to jeszcze większy strach. Ale wyuczony na pamięć, przewidywalny, czyli nie taki znowu strach. A potem jeszcze te wszystkie kobiety. Kobiety, które zabrały się do śpiewania tych słów według własnego stylu. I wydawałoby się, że to teraz mężczyźni powinni zawodzić gdzieś w tle, ale nie... 
i jeszcze jedna taka pani postanowiła śpiewać to w swoim ojczystym języku. I oto stoi na scenie, melorecytując sobie coś tam pod nosem, wpatrzona w jeden punkt, jak gdyby ktoś z publiczności odziany był w ten sławetny niebieski prochowiec. Coś mi się zdaje, że ona nie pamięta słów.

1 komentarz: