dziś widziałem litewski jazz. Poza tym zacząłem pisać pracę magisterską, chociaż mam jeszcze wakacje, ale skoro nikt nie może iść ze mną na wódkę na tory, trzeba utopić smutki w pracy w pocie nerek. A więc pracuj i pracuj czy jakoś tak. Golarka idzie gładko, a ser kroi się lekko i równie lekko zjada się razem z rogalem francuskim. Jajecznica na nowej patelni z Bronisławem Komorowskim, który czyta swoje wystąpienie. Słowo wystąpienie kojarzy się z powodzią, z odejściem, ale piszą, że to polskie Davos. Prezydent jest zachwycony Łotwą, która w wielkim stylu wyszła z kryzysu. Prezydent Łotwy o walce Polski z jej kryzysem na razie milczy. Też milczę, wcinam pokornie jajka, które lekko idą, hen. A gdy jaja odejdą, znudzi mnie pisanie pracy, przeczytam wszystkie encykliki papieża Polaka i sam wówczas być przestanę Polakiem. Chciałbym wiedzieć, kim się zatem stanę. Póki co, dla podtrzymania swej polskości, poznałem dziś dwie nowe pieśni maryjne i to nie było w ramach oglądania dżezu. To było gdzieś poza tym, w domu, na trzecim piętrze, między piątym a ósmym rozdziałem książki pewnego słowackiego pisarza, który co pięć stron pisze, że religia to opium dla ludu. Ktoś to już chyba napisał, ale może na Słowację nie dotarło. A może dotarło, a pisarz jest tak na poważnie Węgrem. Dotrze, już niedługo powiem im to w ich własnym języku, kiedy oto przestanę być pewnie Polakiem i zacznę być czymś nowym, jeszcze nie zjawionym!
Dziś widziałem dżes, a to się nie zdarza co dzień.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz