wtorek, 4 września 2012

Dziś

dziś widziałem litewski jazz. Poza tym zacząłem pisać pracę magisterską, chociaż mam jeszcze wakacje, ale skoro nikt nie może iść ze mną na wódkę na tory, trzeba utopić smutki w pracy w pocie nerek. A więc pracuj i pracuj czy jakoś tak. Golarka idzie gładko, a ser kroi się lekko i równie lekko zjada się razem z rogalem francuskim. Jajecznica na nowej patelni z Bronisławem Komorowskim, który czyta swoje wystąpienie. Słowo wystąpienie kojarzy się z powodzią, z odejściem, ale piszą, że to polskie Davos. Prezydent jest zachwycony Łotwą, która w wielkim stylu wyszła z kryzysu. Prezydent Łotwy o walce Polski z jej kryzysem na razie milczy. Też milczę, wcinam pokornie jajka, które lekko idą, hen. A gdy jaja odejdą, znudzi mnie pisanie pracy, przeczytam wszystkie encykliki papieża Polaka i sam wówczas być przestanę Polakiem. Chciałbym wiedzieć, kim się zatem stanę. Póki co, dla podtrzymania swej polskości, poznałem dziś dwie nowe pieśni maryjne i to nie było w ramach oglądania dżezu. To było gdzieś poza tym, w domu, na trzecim piętrze, między piątym a ósmym rozdziałem książki pewnego słowackiego pisarza, który co pięć stron pisze, że religia to opium dla ludu. Ktoś to już chyba napisał, ale może na Słowację nie dotarło. A może dotarło, a pisarz jest tak na poważnie Węgrem. Dotrze, już niedługo powiem im to w ich własnym języku, kiedy oto przestanę być pewnie Polakiem i zacznę być czymś nowym, jeszcze nie zjawionym!
Dziś widziałem dżes, a to się nie zdarza co dzień.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz