wtorek, 11 września 2012

Nie jadę do Rygi.

Wbrew pozorom nie jest to notka o nierzyganiu pod siebie, a raczej o tym, że blogonarrator nie jedzie do stolicy Łotwy. A miał. Ale jego pieniądze podróżnicze zjadł Cavalier oraz gorzka miętowa czyli rycerz oraz pasta do zębów. Bywa. W planach jest jeszcze Radom, ale czy blogonarratorowi zechce się pakować walizkę?
W Radomiu pewnie nie jest tak oczekiwany jako w Rydze. On, niczym papież współczesności, który wiezie dobrą nowinę ziemi, w której dawno wyginęły wszelkie oznaki duchowości, a lada moment wyginą wszelkie oznaki materialności i kto wie, może ustąpią miejsca odrodzeniu nowej, czystej duchowości, tylko z czego - ja się pytam. 
On, papież orzeźwienia, który z powodu zapalenia oskrzeli zawraca swój przenajbielejszy samolot do swojej głównej siedziby, która nie jest przecież tak wcale daleko - tuż za lasem.
Tuż za lasem płoną oskrzela, dlatego na miejscu pracuje sztab kryzysowy, jak również został uruchomiony specjalny telefon alarmowy, na który mogą dzwonić bliscy poszkodowanych, a nawet sami poszkodowani. I dzwonią. Tylko siedem czterdzieści dziewięć za minutę połączenia. Za te pieniądze jeszcze raz pojedzie do Rygi. Tylko po co?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz