środa, 26 września 2012

Pierwszy raz w życiu

wygrałem coś, używając własnego refleksu. Niby powinno się pójść za ciosem i spróbować wygrać coś jeszcze, stosując owy refleks, ale kompletnie nie wiem co by to jeszcze miało być. Może dwa metry świętego spokoju, pięć hektarów ciszy za oknem albo jeszcze miesiąc wakacji i tak, żeby wygrać jedno z owych zjawisk pstryknąć by trzeba oryginalną fotkę swoim telefonem jakiemuś świętemu spokojowi, który rozmawia gdzieś za rogiem z ciszą, a ich konwersacja trwa w nieskończoność, bo przecież dopiero ósmy miesiąc wakacji. Zdjęcie z dokładnym adresem autora należałoby przesłać na wskazany adres i nie wolno zwlekać z tym fotografowaniem, bo nigdy nie wiadomo kiedy święty spokój czy ciszę trafi szlag, a ostatni miesiąc permanentnych wakacji przerwie wojna.
W każdym razie dłuższe wakacje by się przydały choćby dlatego, że w Autobiografiach Bernharda wyjechała już większość umarłych, a w kolejnym rozdziale siedzą gruźlicy, więc otrzymujemy tu nietypową chronologię, gdzie najpierw jest śmierć a potem choroba. W perspektywie religijnej może być to bardzo pesymistyczna wizja. 
A propos chorób, to na okładce pewnego czasopisma literackiego dyndają sobie nogi pani M. laureatki Niki i chciałbym spytać dlaczego nikt projektu tejże okładki ze mną nie skonsultował?! 
- bo trza mieć refleks! - woła głos z końca sali.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz