sobota, 21 lipca 2012

Kowno dzień I

Pierwszego dnia poszedłem na zwiedzanie i od razu wylądowałem na łące, a potem gdy już zszedłem z łąki znalazłem całodobowy bar i wiem, że już niczego mi nie zbraknie. Zrobiłem zakupy w pobliskim Akropolis, gdzie oczywiście na dziale z nabiałem dojrzałem swoją wymarzoną Litwinkę, ale z wrażenia, tradycyjnie już, zapomniałem zagadać, ale nic to, jeszcze zagadam jak będę pijany, pewnie już na dziale rybnym.
Wieczór spędziłem przy pszenicznym piwie w towarzystwie Holendra i Argentyńczyka, który czuje się Hiszpanem, czyli poszedłem pochlać z rasistą i wyzyskiwaczem styranej kryzysem Europy. Myślę, że byłem duszą towarzystwa. Na koniec chłopaki zostawili swoje namiary na tyłku panny młodej kroczącej Aleją Wolności. Ja nie zostawiłem moich danych, bo moje serce siedzi między Domowym Kefirem a Dwornym Pienasem i się chłodzi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz