poniedziałek, 30 lipca 2012

Bez tytułu


Mój współlokator żyje w świecie piana pianissima. Większą część życia spędza w słuchawkach, a na rozmowy telefoniczne czy skajpowe wychodzi na korytarz i tylko dziś jeden raz jedyny poprosił o cztery minuty na głośną rozmowę jak gdyby mówienie w pokoju w ojczystym języku było czymś zakazanym. Fakt faktem hiszpański nie jest moim ulubionym językiem, ale co myśli sobie taki Argentyńczyk widząc takiego mruka, który bez przerwy emituje spod nosa niekończące się szy i sici, i którego język przypomina język ruski i już od samego tego szeptania w pokoju unosi się odór przetrawionej wódy, a z moich oczu zieje niekończąca się ikra. W każdym razie jeśli wszyscy Argentyńczycy są tak spokojni, mili, kulturalni i cisi, trudno się dziwić, iż pewnego dnia sam Witold Gombrowicz zawitał do ziemi argentyńskiej. Pewnie i dziś owa wielka postać polskiej literatury zwiałaby przed polską duchotą, przed braćmi K., przed dyskusją o in vitro, przed przerażającym polski naród zamachowcem z Denveru i bezlitosną matką Madzi z Sosnowca, wreszcie przed zbliżającą się godziną wu iks igrek zet.
Zwiać na Litwę to też nie taki głupi pomysł. Pół godziny w banku spędziłem bez odczucia większej nudy. Co prawda bank wypełniony jest ludźmi różnych narodowości i już chwilę po wejściu do obiektu czuję na sobie oddech dwóch Uzbeków, z których jeden pyta czy gawariu pa ruski, na co bardzo płynnie odpowiadam, że ja nie znaju ruskovo jazyka – jesio nie znaju, jednakże szybko mój wzrok zwraca się ku licznym kasjerkom i czas od numeru 467 do 489 upływa niewyobrażalnie szybko, szczególnie gdy skupić wzrok na pani w kasie siódmej, która od pół godziny wyjaśnia pewne sprawy starszej pani, by na końcu pokazać palcem miejsce na podpis, mówiąc: paraszas, paraszas, paraszas.
Brzmi jak zaklęcie. Bo to i pewnie jest zaklęcie, które pomaga wyczarować żółtą gumową piłeczkę – taką, jakie noszą dziewczęta odziane w białe koszulki, przechadzając się po tutejszym uniwersytecie. Ściskanie takiej piłeczki pomaga na życie. Leczy schorzenia, koi troski, smutek, żal. Pomaga też odstraszyć niechcianą miłość. Trochę jak lepienie z plasteliny, kiedy lepisz ludziki i zamykasz je w pustych słoikach i ustawiasz tak, żeby patrzyły się na siebie, ale z powodu szkła, nie mogły się spotkać i pomacać. Męskie ludziki zamykasz w słoikach po kawie, gdzie mogą się odurzyć narkotycznym oparem. Dziewczęce ludziki zamykasz w słoikach po dżemie, by miały namiastkę słodyczy. Od teraz będą to wdychać, bo to całe ich życie, aż w końcu uświadomią sobie, że to tylko jego marna namiastka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz