poniedziałek, 23 lipca 2012

Pierwszy Polak


objawił się po upływie dwudziestu czterech godzin od mojego przybycia. Właśnie skończyłem czytać tablicę (skądinąd w języku polskim) umieszczoną pod katedrą Piotra i Pawła i ruszyłem dalej przez Plac Ratuszowy i dalej ulicą Muitinės i tam stał on, mężczyzna w średnim wieku w otwartych drzwiach siwego Mercedesa. Ubrany w białą koszulkę na krótki rękaw włożoną w beżowe spodnie i przepasany paskiem w kolorze swojego samochodu. Gadał przez telefon i umawiał się prawdopodobnie z innymi Polakami  w białych koszulkach i beżowych spodniach do jakiejś knajpy niedaleko Ratusza. Nigdy nie potrzebowałem upewniać się o polskości napotykanych Polaków, ale dla świętego spokoju, czy też dla pogłębienia niepokoju, przyjrzałem się tablicy rejestracyjnej i tak, to była polska tablica z polską flagą, z literkami pe i el, z polskim właścicielem gadającym przez polski telefon z polskimi przyjaciółmi, którzy chcieli razem zjeść tradycyjną litewską potrawę, która z pewnością niegdyś była ich.
Szybko więc skręciłem w wąską boczną uliczkę, by nie zostać wykrytym przez rodaków, którzy chętnie zjedliby ze mną obiad, żeby tylko upewnić się jak bardzo wszystko było kiedyś ich, jaka nas tu w sumie kupa i wysnuć prognozy, kiedy znów wszystko wróci „do normy”. Znikam więc czem prędzej w obszczanym po brzegi podziemnym przejściu, bo jak się rozejrzeć, i w tym mieście można zostać kretem, wychodzę i jestem… nad Niemnem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz